Partia Palikota właściwie nie istnieje. Ale ciągle bierze państwową kasę
Prawie tyle samo ugrupowanie wydało. Na co? Głównie na media i wynagrodzenia dla swoich działaczy – na przykład skarbniczki Danuty Wójcik czy współpracownika Palikota, Łukasza Pilasiewicza.
Ponad 125 tys partia wypłaciła w ubiegłym roku kancelarii Krzysztofa Klimkowskiego z Lublina. Za co? Klimkowski odpowiada: – To było opiniowanie projektów ustaw przyjmowanych przez parlament, przyglądaliśmy się temu, co się dzieje w życiu parlamentarnym. Jednak przyznaje, że na tę chwilę już nie świadczy usług Palikotowi, a współpraca ma „charakter doraźny”. Co ciekawe, Klimkowski zasiada jednocześnie w radzie spółki żony Palikota Dzierwany.
Firma osobistego asystenta Palikota Przemysława Bobrowicza zarobiła ok. 40 tys zł z partyjnej kasy. Były dyrektor biura klubu Palikota zarobił 15 tysięcy, a spółka Abakus z Piastowa 45 tys.
Sam Palikot po odejściu z polityki zajmuje się głównie swoimi biznesami. Publicznie występuje coraz rzadziej. Ostatnio na blogu zabrał głos w sprawie Fundacji Czartoryskich: „To największy przekręt w powojennej Polsce. Zniszczenie fundacji, której nawet Niemcy nie ruszyli i wyprowadzenie z Polski kolosalnej sumy pieniędzy pod patronatem Glińskiego. To najważniejszy atut do pogrzebu PiS. Trzeba to bardzo, bardzo inteligentnie rozegrać”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.