Czy Europa pójdzie na wojnę z Trumpem
Na Starym Kontynencie znów zawrzało. Donald Trump ogłosił podwyżki ceł na stal i aluminium, co uderza głównie w europejskich producentów. Poszukiwacze pretekstów do zerwania więzów z Ameryką rządzoną przez nielubianego powszechnie w UE prezydenta mają koronny dowód na to, że USA oddalają się od sojuszników w Europie. Gospodarcze konsekwencje decyzji Trumpa są rzeczywiście poważne. Nie tylko dlatego, że stalownie niemieckie, francuskie czy włoskie stracą setki milionów euro, ale także dlatego, że w UE coraz częściej mówi się o wojnie handlowej z Ameryką. Na szczęście na mówieniu może się skończyć. Ogłoszona przez UE w odpowiedzi na decyzję Trumpa lista produktów amerykańskich, które w ramach odwetu zostaną objęte podwyższonym cłem nie pokazuje wielkiej determinacji Unii w tej wojnie. Czy Amerykanie przejmą się podniesieniem stawek celnych na fasolę tak jak Europa przejęła się swoją stalą? Wątpię.
Wielkiej wojny celnej nie będzie, bo Amerykanie mają przewagę nad UE: są większą gospodarką i politycznym gwarantem bezpieczeństwa Starego Kontynentu. Unia nie zrobi więc nic poza pohukiwaniem i groźbami bez pokrycia. Trump o tym wie, dlatego zachowuje się jak kowboj, rozpychający się łokciami przy barze. Robi tak, bo może. Byłoby mu znacznie trudniej, gdyby Europa miała więcej swobody i więcej możliwości nacisku na USA. Do swobody potrzebne jest jednak zwiększenie wydatków na obronność. Amerykanie domagają się tego, bo nie chcą ciągle sami finansować bezpieczeństwa w ramach NATO. Europa, z niewielkimi wyjątkami, jak np. Polska się przez podwyżkami wydatków broni, a przecież gdyby finansowała bardziej swoje bezpieczeństwo mogłaby rozmawiać z Waszyngtonem jak równy z równym a nie petent.
To, że tego nie robi, jest ściśle związane z innym punktem sporu z USA. UE, choć nikt tego głośno nie przyzna, po cichu forsuje rosyjskie interesy gospodarcze kosztem interesów amerykańskich sojuszników. Unia nie chce się zbroić, bo nie widzi takiej potrzeby. Rosja nie jest dla niej zagrożeniem, tylko wielkim, niewykorzystanym partnerem. Relacje z nim byłyby zupełnie inne, gdyby nie konieczność uwzględniania amerykańskich interesów. A np. w energetyce amerykańskie interesy są takie, żeby sprzedawać Europie gaz skroplony, dowożony statkami i wyprzeć z niej gaz rosyjski, pompowany rurami.
Postawiłbym niemiecką stal przeciwko amerykańskiej fasoli w puszkach, że Trump jednym pociągnięciem pióra zmieniłby stawki celne dla Europy, gdyby ktoś po tej stronie Atlantyku zapewnił go, że odciąży budżet Pentagonu i przestanie pod stołem dogadywać się z Gazpromem.