Tomasz Komenda o swoim pobycie w więzieniu. „Bili mnie i chcieli zgwałcić”
Kiedy Tomasz Komenda trafił do więzienia miał 23 lata. – Zabrali mnie na przesłuchanie do komendy miejskiej – opowiada. – Pokazali zdjęcie Małgośki, jak leżała martwa za tą stodołą, gdzie ją zgwałcili. Powtarzali: „Zobacz, co jej zrobiłeś”. Kazali mi się przyznać, a jak się nie przyznawałem, to zaczęli bić. Nie, tego nie można nazwać biciem. Jeden siadł mi na nogach i zacząć nap**** tak, że krew lała się strumieniami – tłumaczy. – Na 72 godziny wrzucili mnie na dołek. Jak po mnie przyszli, to mieli już napisane zeznania. Głupoty takie, że pojechałem w nocy autobusem do Gajkowa, stamtąd na piechotę do Miłoszyc, gdzie uprawiałem seks z jakąś Kaśką. Grozili, że nie wyjdę żywy, jak tego nie podpiszę. To podpisałem. Tam nie było nic o gwałcie, nic o morderstwie, nie wiedziałem, że podpisuję na siebie wyrok. Chciałem tylko wyjść z tego komisariatu. Obiecali, że wyjdę, ale przewieźli mnie do aresztu śledczego. Klawisz na bramie powiedział:”Wchodzisz do piekła„ – opowiada Komenda.
Tomasz Komenda podkreśla, że zwykły człowiek nie potrafi wyobrazić sobie zezwierzęcenia, jakie panuje w więzieniach. – Takich się w więzieniu gnębi, samosądy robi – mówi i dodaje, że jego „skatowali mydłami na łaźni”. – Otacza cię kółko osadzonych, mydła zawijają w skarpety i uderzają nimi po gołym ciele. Mydło zadaje więcej bólu niż pięści. Czy strażnicy reagowali? Oni nie patrzyli na mnie jak na człowieka, tylko śmiecia, którego trzeba codziennie dojeżdżać, żeby żałował tego, co zrobił. Tyle że po każdej takiej historii zgadzali się mnie przenieść na inny oddział – mówi.
Trzy razy próbował się zabić
Jak tłumaczy Komenda, zaczynał się proces, dlatego „nie miało prawa mu się nic stać”. – Ale i tak się działo. Tylko bili, żeby nie było widać. Z tyłu głowy trzeba uderzać. I słownie mnie dojeżdżali: pedofil, majciarz, morderca. Wtedy do mnie dotarło, że już nie wyjdę. W nocy próbowałem się zabić. Przerzuciłem prześcieradło przez kraty, obwiązałem szyję. Wisiałem, ale któryś musiał się obudzić, odcięli mnie. Jak się ocknąłem, stało nade mną kilku gadów, znaczy klawiszy – opowiada.
Komenda podejmował próby samobójcze jeszcze dwukrotnie. – Zawsze tak samo, prześcieradło i krata. W nocy znowu odcinali mnie z prześcieradła. Jeszcze kilka razy myślałem, żeby się podpalić, nie będę ukrywał, że nie – mówi. – Najbardziej bałem się, jak chcieli mnie zgwałcić. Było blisko, ale złapałem fikoł, znaczy taboret, i zacząłem napi*** z całych sił w furtę – przyznaje.
„Pluli mi do jedzenia, musiałem to jeść”
Mężczyzna opowiada, że „klawisze są lepsi od osadzonych”. – W zakładzie jest pokój bez kamer, w którym robią przeszukania po widzeniach. Zostawiali otwarte drzwi i kazali mi rozbierać się do naga, tak że każdy więzień, który przechodził, mógł mnie zobaczyć. Czasem mnie bili. Mieli rękawiczki jak na rower, żeby nie zostawiać śladów pięści. Pluli mi do jedzenia, a byłem tak głodny, że musiałem to jeść – mówi.
Tomasz Komenda przyznał, że zawsze modlił się do papieża, a gdy Jan Paweł II umarł, powiesił jego zdjęcie w celi. – Kilka lat temu w nocy zobaczyłem jakby łunę koło tego zdjęcia. Ja wiem, że to nieprawdopodobne, ale dało mi nadzieję, że może papież mnie nie opuścił – dodał.