Z dziejów myślenia technicznego
– Niepotrzebnie się zastanawiasz, tego referendum nie będzie – odpowiedziałam, wywołując autentyczne zaskoczenie mojej rozmówczyni.
Ten krótki dialog można uznać za egzemplifikację myślenia technicznego. Rozmowa toczyła się w przeddzień głosowania w senacie, w którym senatorowie ostatecznie wstrzymali się od głosu, w związku z czym główny pomysł prezydentury Andrzeja Dudy przepadł. – Wśród senatorów zwyciężyło myślenie techniczne! – obwieściła rzeczniczka PiS Beata Mazurek, w tym samym zdaniu zapewniając o szacunku do prezydenta.
Prezydencka idea, by w Święto Niepodległości zapytać rodaków, czy chcą mieć wpisane 500 plus do konstytucji, nie wytrzymała więc próby myślenia technicznego. Sam Andrzej Duda pogodził się z tym już chyba wcześniej, na placu boju pozostawiając jedynie swojego ministra Pawła Muchę, który przez ponad 6 godzin w senacie bronił przegranej sprawy. Prezydentowi łatwiej jednak teraz przełknąć tę żabę, niż po frekwencyjnej katastrofie, jaka czekałaby jego projekt. Myślący technicznie senatorowie pozwolili mu więc „wycofać się z godnością” i zwalić przy tym winę na PiS, a przede wszystkim na Platformę. Może z tej wdzięczności prezydent podpisał natychmiast ustawy sądowe, co przy okazji jeszcze bardziej zmarginalizowało temat jego nieudanej inicjatywy politycznej. O tym, że wolał porzucić referendum niż o nie dalej walczyć świadczy choćby to, że nie zgodził się przesunąć terminu na wybory europejskie. To też był przykład myślenia technicznego. Andrzej Duda nie zamierza konfrontować się już z własnym obozem, a im bliżej wyborów prezydenckich, tym bardziej koncyliacyjne będą jego relacje z Nowogrodzką. Podpisując nowelizację ustaw sądowych ostatecznie udowodnił, że nie zamierza walczyć o żadną polityczną autonomię nie mówiąc o budowie zaplecza politycznego.
Jedyny dylemat polityczny z punktu widzenia PiS polegał więc na tym, jak odrzucić referendum w możliwie najmniej konfrontacyjny wobec prezydenta sposób. Tego właśnie dotyczyły długie narady poprzedzające głosowanie. Już kilka dni wcześniej w kuluarach można było usłyszeć, że PiS nie poprze referendum, ale nie było wiadomo jak się zachowa – czy klub senacki w sposób kontrolowany się podzieli, czy zagłosuje przeciw, czy będzie dyscyplina. Ot, sprawy techniczne. Ostatnią z nich było ustalenie przekazu dnia – politycy PiS mają się w nim skupiać jedynie na kłopotliwym terminie 11 listopada, kosztach, wreszcie – tradycyjnie na winie Platformy. Język giętki wyrazi wszystko, co pomyśli głowa. Zwłaszcza gdy pomyśli technicznie.