20-latka bała się igieł. Zmarła na cukrzycę dwa lata po postawieniu diagnozy
20-letnia Natasha Horne zmarła po tym, jak zapadła w śpiączkę hipoglikemiczną. Jest ona wynikiem ciężkiej hipoglikemii, kiedy dochodzi do niedoboru glukozy w ośrodkowym układzie nerwowym. Gdy do mózgu nie dopływa glukoza, prowadzi to do szybko narastających zaburzeń jego pracy, a później do śpiączki.
Rodzice 20-latki dążą do tego, aby jej śmierć nie poszła na marne i uświadamiają innych, jak ważne jest leczenie cukrzycy w odpowiedni sposób. – Miała swoje zdanie ale dla innych zrobiłaby wszystko. Jeżeli jej znajomi nie mieli pieniędzy na lunch w szkole, ona im go kupowała. Wszyscy ją znali – mówi matka 20-latki.
Bała się igieł
Życie Natashy Horne zmieniło się po tym, jak jej mama namówiła ją, aby poddała się badaniom na cukrzyce. Zauważyła, że jej córka traciła na wadze, miała duże pragnienie i chodziła do toalety w nocy. Diagnoza zapadła w październiku 2016 roku. Lekarze poinformowali młodą dziewczynę, że ma ona cukrzycę typu 1, co oznacza, że jej organizm nie wytwarza wystarczającej ilości insuliny. Z tym typem cukrzycy można żyć, jednak trzeba przyjmować specjalne zastrzyki z insuliny. Dziewczyna tłumaczyła, że „boi się igieł” i odmówiła przyjmowania leku.
Ze względu na napięcia w domu związane z tym, że kobieta nie leczyła się, 20-latka przeprowadziła się do swojego chłopaka. – Ona po prostu nie rozumiała powagi konsekwencji, które wiązały się z tym, że nie bierze leków – mówi ojciec dziewczyny. Kiedy mieszkała u swojego chłopaka, miała trzy ataki DKA (cukrzycowej kwasicy ketonowej). – Miała 20 lat, była pełnoletnia, nie mogliśmy nic zrobić – tłumaczy matka Natashy. – Myślała, że jest niepokonana, że może żyć tak, jak chce – dodaje.
Natasha Horne zmarła w sobotę 25 sierpnia, po tym, jak zapadła w śpiączkę cukrzycową w domu swojego kolegi.