Budowy bez robotników, budowlańcy bez pracy
Menedżer jednej z firm budowlanych, którą Chińczycy wzięli pod uwagę jako ewentualnego wykonawcę inwestycji w Lesznowoli, zastrzega, że na razie zna jedynie jej koncepcję. - Na ogrodzonym terenie miałoby powstać kilkanaście czterokondygnacyjnych budynków z dwupokojowymi mieszkaniami - opowiada. Według niego będzie to hotel pracowniczy, bo budynki mają być naszpikowane elektroniką, np. kamery śledzić będą nie tylko to, co się dzieje na zewnątrz, ale i wewnątrz nich.
Niewykluczone, że Chińczycy z Lesznowoli trafią na nasze place budów, bo przedsiębiorcy budowlani najgłośniej skarżą się na brak rąk do pracy. Już kilka miesięcy temu do Ministerstwa Budownictwa zgłosiły się agencje werbunkowe, które są gotowe sprowadzić z Chin robotników za 600 dolarów miesięcznie.
Polski Związek Pracodawców Budownictwa ocenia, że deficyt sięga 150 tys. fachowców. Równocześnie zarejestrowanych jest ponad 262 tys. bezrobotnych z zawodami budowlanymi. Jak to możliwe? Resort pracy przyznaje, że wiele z tych osób pracuje na czarno, bo wtedy mogą zarobić więcej. Równocześnie - jeśli są zarejestrowani w biurach pracy - korzystają z prawa do świadczeń zdrowotnych.
- Płace w budownictwie nadal będą rosły, ale nie o 50 proc. w ciągu roku, co zahamowałoby odpływ pracowników - twierdzi prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa i równocześnie prezes Budimeksu Marek Michałowski. Według niego w tej sytuacji niezbędne jest radykalne otwarcie granic dla pracowników z innych krajów.
Wśród specjalistów panuje przekonanie, że na pracowników z Białorusi i Ukrainy nasze firmy raczej nie mają co liczyć, bo wolą oni pracować w Rosji. Zaś ci, którzy już u nas pracują na budowach (szacuje się, że samych Ukraińców może być 100 tys.), wolą to robić na czarno. Tymczasem w Chinach - jak ocenia Bank Światowy - jest 300 mln zbędnych par rąk do pracy. Chińscy budowlańcy u siebie zarabiają równowartość kilkudziesięciu dolarów miesięcznie.