Politycy o raporcie o WSI
Dodano:
Prezydent Lech Kaczyński upublicznił raport z weryfikacji Wojskowych Służby Informacyjnych. Zdaniem polityków koalicji, raport "nie jest porażający", ale potwierdza tezę o nieprawidłowościach w WSI, natomiast opozycja twierdzi, że raport dowodzi, iż tezy, że "Polska jest rządzona przez WSI", są bzdurne, a sam raport jest swoistym "prezentem" dla obcych wywiadów.
Siemiątkowski: konsekwencje mogą być "straszne"
W ocenie b. ministra koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego konsekwencje ujawnienia w piątek przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego raportu z weryfikacji WSI mogą być "straszne". Jego zdaniem, raport opisuje "całą kuchnię operacyjną" polskich tajnych służb.
Siemiątkowski powiedział w piątek wieczorem w "Kropce nad i" w TVN24, że jest "porażony" tym, co przeczytał w raporcie. W jego ocenie, zawartych zostało tam wiele rzeczy, które "w żaden sposób nie mają związku z aktywnością WSI i ewentualnymi działaniami niezgodnymi z prawem". Według niego, są one "normalną procedurą, obowiązującą we wszystkich służbach".
"Instrukcja operacyjna polskiego wywiadu, tego jeszcze z czasów Służby Bezpieczeństwa do dnia dzisiejszego jest tajna i z niej nie zdjęto klauzuli, a okazało się, że ujawniono całą kuchnię operacyjną, sposób lokowania agentury" - uważa Siemiątkowski.
Jego zdaniem, konsekwencje ujawnienia niektórych rzeczy w raporcie mogą być "straszne". "Wyłożono obcym wywiadom dosłownie na talerzu cały zestaw kilkuset oficerów, którzy w różnych okolicznościach i różnym czasie funkcjonowali za granicą. Dziś obce wywiady nic innego nie robią, tylko sprawdzają kontakty tych oficerów z ich obywatelami" - ocenił b. koordynator ds. służb specjalnych.
"To jest prezent. Jeszcze się nigdy w historii żadnej służby nie zdarzyło, żeby własne państwo na własne życzenie, nie przymuszone przez nikogo, jak na talerzu wyłożyło swoje wszystkie aktywa wywiadu funkcjonującego za granicą" - zaznaczył.
Dodał, że ujawniony w piątek raport z weryfikacji WSI będzie kiedyś "opisywany w podręcznikach jako bezmiar głupoty".
Siemiątkowski zwrócił uwagę, że autorzy raportu "postawili znak równości między atachatami wojskowymi a oficerami wywiadu". Jego zdaniem, nie można tego robić, ponieważ atachaty wojskowe znajdują się w strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej i nie można utożsamiać ich z oficerami wywiadu.
Jak dodał, na całym świecie oficerowie tajnych służb i ludzie, którzy z nimi współpracują, mają gwarancje ze strony państwa, że "nigdy, w żadnych okolicznościach" nie zostaną ujawnieni. Według Siemiątkowskiego, podobny przepis jest też w prawie polskim, który mówi, że można to zrobić tylko na żądanie sądu lub prokuratury, wyłącznie w przypadku spraw, wiążących się z przestępstwem zabójstwa.
Piechota: raport to "stek bzdur" na temat gospodarki
Były minister gospodarki w rządach Marka Belki i Leszka Millera Jacek Piechota powiedział, że raport z weryfikacji WSI zawiera "stek bzdur" na temat gospodarki. Raportu nie chce komentować były premier Leszek Miller, ani były minister skarbu Wiesław Kaczmarek.
Według ujawnionego w piątek raportu, Wojskowe Służby Informacyjne (WSI) wiedziały o nielegalnych działaniach mafii paliwowej w Polsce i tolerowały ich prowadzenie, a ich żołnierze współtworzyli główne ogniwa mafii. Według raportu, WSI ochraniały też przestępcze działania rosyjskich służb i mafii mających na celu niszczenie i przejęcie polskiego sektora energetycznego.
"Jeśli chodzi o wpływ służb specjalnych na gospodarkę, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie ma tam żadnych dowodów, pozwalających sformułować taką tezę" - powiedział Piechota.
"Pisali to wyznawcy spiskowej teorii dziejów, zapominając, że żyjemy w innym systemie gospodarczym. Żyjemy w systemie transparentnym, w którym obowiązują normy unijne" - dodał. Tymczasem - według Piechoty - autorzy raportu mają spojrzenie na gospodarkę "z czasów minionych". Jego zdaniem, "w tej komisji nie było nikogo znającego się na gospodarce".
Były premier Leszek Miller powiedział, że nie będzie komentował raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI).
"Nie chcę tego w ogóle komentować, tak jak wszystkiego, co robi pan Antoni Macierewicz (przewodniczący komisji weryfikacyjnej WSI - PAP). Mam do tego taki stosunek, jak myślę, ma większość Polaków. To jest materiał dla psychiatry, a nie dla wartościowych analiz" - powiedział.
Komentować raportu nie chce również Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu w rządzie Leszka Millera (od października 2001 do stycznia 2003). Jak powiedział PAP: "nie zamierzam tego czytać, w ogóle mnie to nie interesuje".
Komorowski: rozpaczliwa próba uzasadnienia likwidacji WSI
Raport z weryfikacji WSI jest "rozpaczliwą" próbą uzasadnienia post factum rozwiązania tych służb, zawiera mnóstwo "bzdur" świadczących o nieznajomości wywiadu i kontrwywiadu - ocenia Bronisław Komorowski (PO). B.szef MON odpiera zarzuty sformułowane pod jego adresem w raporcie.
Według raportu, za nieprawidłowości i zaniechania "szczególną odpowiedzialność" ponoszą prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, kolejni szefowie MON (bez Jana Parysa), m.in. Komorowski, i kolejni szefowie WSI (bez Tadeusza Rusaka).
Zdaniem Komorowskiego, gołym okiem widać, że celem raportu jest "rozpaczliwa próba uzasadnienia post factum tego dziwactwa niespotykanego nigdzie na świecie": "Nikt na świecie, w żadnych warunkach nie zlikwidował wojskowego wywiadu i kontrwywiadu. Zrobiła to po raz pierwszy IV Rzeczpospolita. I dzisiaj w sposób rozpaczliwy próbuje się udowodnić, że było to koniecznością. To tak, jakby ktoś uznał, że z tego tytułu, że w drogówce ktoś bierze łapówki, należy rozwiązać policję drogową".
Opublikowany w piątek raport - mówił Komorowski - miał uzasadnić rozwiązanie WSI, "miał zrobić wrażenie, że Polska jest opleciona agentami wywiadu i kontrwywiadu wojskowego". "Ale w tym raporcie nie ma nic, co potwierdzałoby tę tezę. Nie ma tam ani informacji o tym, że WSI wpływały na politykę państwa polskiego, nie ma informacji, że miały istotny wpływ na media, że kreowały politykę mediów. Nie ma informacji o przemożnym wpływie WSI na system bankowy, gospodarkę, czy biznes" - mówił dziennikarzom w Sejmie b.szef MON.
"Są tam różne mniejsze, większe grzeszki, ale jest też cała ogromna fala kompletnych bzdur zahaczających o kabaret i o kompletną nieznajomość tego czym jest wywiad i kontrwywiad wojskowy" - ocenił.
Innym celem raportu - uważa Komorowski - jest chęć zaszkodzenia konkurencji politycznej. Zwrócił uwagę, że wśród szefów MON, których autor raportu Antoni Macierewicz obciąża "szczególną odpowiedzialnością" za nieprawidłowości w nim stwierdzone nie wymieniono m.in. Jana Parysa (szefa MON w rządzie Jana Olszewskiego), ani p.o. szefa resortu: Romualda Szeremietiewa. "Pewnie dlatego, że są bliższymi kolegami pana Macierewicza, przecież za ich czasów WSI funkcjonowały dokładnie na tych samych zasadach co za wszystkich innych cywilnych ministrów obrony" - powiedział Komorowski
Raport zawiera też część zatytułowaną "rozpracowywanie Bronisława Komorowskiego". WSI inwigilowały środowisko polityczne obecnego wicemarszałka Sejmu. Służby miały interesować się kontaktami finansowymi Komorowskiego z płk. Januszem Paluchem, który prowadził "tzw. działalność parabankową". Komorowski miał zainwestować w przedsięwzięcie Palucha, który zbankrutował. Według raportu, Komorowski chciał odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy wynajętych firm detektywistycznych, które jednak wycofały się z umowy, obawiając się powiązań politycznych Palucha.
Komorowskiemu sugerowano, że pieniądze może odzyskać kontrwywiad WSI, taką próba zajął się - według raportu - jeden ze współpracowników WSI "Tomaszewski". Jednak w kolejnym fragmencie z raportu wynika, że w aktach nie ma informacji, czy próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy Komorowskiego przez "Tomaszewskiego" powiodły się.
B.szef MON powiedział, że nie zamierza "chandryczyć się" o nieprawdziwe informacje o nim zawarte w raporcie. "Najpoważniejszą sprawą są straty państwa polskiego i ryzyko utracenia liczącej się części aktywów wywiadowczych (...) Być może, kiedy zmieni się władza, trzeba będzie przy pomocy narzędzi, które państwo posiada przyjrzeć się skutkom opublikowania tego raportu" - powiedział.
Z tego co można przeczytać w raporcie - dodał szef SLD - "widać wyraźnie, że to były bzdury, nieuprawnione tezy, które przez ostatnie miesiące były kierowane do opinii publicznej".
Wassermann: kawał prawdy o patologicznym działaniu służb
To nie jest dokument porażający, ale pokazuje "kawał prawdy" o patologicznym działaniu instytucji, która miała strzec obronności państwa i jego bezpieczeństwa, a tak naprawdę w dużym stopniu naruszała prawo i działała wbrew interesom państwa - tak raport z weryfikacji WSI ocenił minister-koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann.
Pytany przez dziennikarzy w Sejmie, czy podziela tezy, które w raporcie stawia kierujący komisją weryfikującą WSI Antoni Macierewicz, Wassermann powiedział: "teza musi być jedna: te służby, wskutek braku kontroli, wskutek bardzo głębokiego powiązania z GRU (wywiad wojskowy) i KGB, wskutek penetracji przez te (rosyjskie) służby przez długi czas, nie mogły być uważane za służby niezależnego, wolnego państwa".
Na to - mówił minister - nałożyła się jeszcze "patologia związana z działalnością finansową": zdobywanie pozabudżetowych środków na funkcjonowanie WSI, a także inne działania. Wassermann podkreślił, że raport jest "jeszcze nieskończony", a niektóre z zasygnalizowanych wątków "będą miały swój bieg już w pracach komisji weryfikacyjnej".
Według ministra, jest "cała masa operacji - chociażby FOZZ, niezwykle mocno powiązany z WSI - które wskazują, że ogromne sumy pieniędzy z różnych operacji finansowych, ale prowadzonych dzięki pozycji WSI (...) lądowały na kontach, z których później nie były rozliczane". Jak powiedział, można tu mówić o sumach przekraczających 1-1,5 miliona dolarów - takie przypadki są opisane w raporcie.
Wassermann dodał, że komisja weryfikacyjna natrafiła m.in. na materiały, które - w jego ocenie - pozwolą wrócić w "bardzo istotnym zakresie" do sprawy FOZZ.
Przywołał sprawę o kryptonimie "Gwiazda", która - w jego ocenie - jest najlepszym dowodem "całkowitego braku reakcji" na penetrację WSI przez rosyjskie służby specjalne. Według ministra, jeszcze do 2006 roku na WSI "bardzo ciążyło kierownictwo przeszkolone na studiach i kursach w Moskwie". "To dotyczyło szefów służb, zastępców, ale także ludzi, którzy byli lokowani w strukturach NATO" - mówił.
Minister zaznaczył, że komisja weryfikacyjna nie zakończyła jeszcze pracy. Jak mówił, zetknęła się z archiwami, w których "znaczną część dokumentów spalono, zniszczono, usuwano przed komisją".
"I to jest właśnie istota rzeczy, to przewartościowanie, dostęp do wiedzy, która była niezwykle głęboko schowana. Istniały archiwa ukryte w jednostkach wojskowych, do których nie było naprowadzenia przez rejestry. Przypadek sprawił, że komisja weryfikacyjna na te dokumenty natrafiła. Były sytuacje, w których bardzo istotne dokumenty były chowane w setkach tysięcy innych - myślę tutaj o dokumentach oficerów śledczych, sędziów śledczych z okresu jeszcze stalinowskiego, ale i późniejszego - do 1990 roku, które były poukrywane w archiwach jednostki wojskowej w Rembertowie" - mówił Wassermann.
Jak dodał, z raportu wynika, że WSI "starały się przejmować kontrolę nad niektórymi mediami w Polsce". "Ale powtarzam, nie mamy do czynienia ze skończonym dokumentem, musimy być ostrożni w tezach, dopóki rzecz nie zostanie zamknięta" - podkreślił.
"W niektórych przypadkach taka teza jest uprawniona - wtedy, kiedy dziennikarz funkcjonuje w takim miejscu, gdzie ma nie tylko dostęp do informacji, ale może wpływać na tę informację, gdzie podejmuje działanie, które dyskredytuje jego kolegów, gdzie staje się nie tyle przekaźnikiem co częścią służb, których jest współpracownikiem" - mówił minister.
W tym kontekście wymienił telewizję TVN, tygodnik "Wprost" oraz dziennik "Super Express". Na uwagę dziennikarzy, że raport zawiera głównie nazwiska już znane opinii publicznej, Wassermann odparł: "A ile państwo chcecie tego nieszczęścia? Jedno nazwisko dobrze ulokowane przez długi czas może zrobić więcej nic sto głośnych nazwisk". Jak dodał, nie chodzi o ilość nazwisk, ale do skutki takiej działalności.
Na uwagę dziennikarzy, że odpowiedzialność za nieprawidłowości i zaniechania wskazane w raporcie przypisuje się właściwie wyłącznie osobom nadzorującym te służby (szefom MON i WSI), Wassermann odparł, że "brak nadzoru to przestępstwo, które często popełniają funkcjonariusze publiczni".
Pytany o konsekwencje prawne, jakich mogą się spodziewać m.in. niektórzy b. szefowie MON w związku z raportem, Wassermann powiedział, że zadecyduje o tym prokuratura. "Tak skonstruowany jest raport - po stwierdzeniu nieprawidłowości są wnioski natury prawno-karnej, które rodzą zawiadomienie do prokuratury" - powiedział.
Borusewicz: nie jest to bomba
Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz powiedział w piątek, że raport z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych jest interesujący, ale - jak przyznał - "nie jest wielką bombą".
Prezydent upublicznił w piątek raport z weryfikacji WSI. Dokument jest dostępny na stronach internetowych Kancelarii Prezydenta.
"To dobrze, że raport nie potwierdza tezy, iż służby wojskowe rządziły Polską, mediami elektronicznymi i nie potwierdza tezy, że WSI były organizacją przestępczą" - powiedział Borusewicz w piątek dziennikarzom.
Jednocześnie podkreślił, że raport pokazuje, iż oficerowie WSI prowadzili działania na granicy prawa oraz takie, które przekraczały kompetencje służb specjalnych.
Marszałek przyznał, że miał uwagi co do ujawnienia części raportu z weryfikacji WSI. Nie chciał jednak mówić o jakie fragmenty chodziło, ponieważ - jak wyjaśnił - jego uwagi mają charakter tajny. "Moje uwagi dotyczyły różnych spraw" - powiedział tylko.
Procedura publikacji raportu z weryfikacji WSI mówi, że szef komisji weryfikacyjnej przekazuje raport prezydentowi, premierowi i wicepremierom. Następnie prezydent przekazuje raport marszałkom Sejmu i Senatu do zaopiniowania.
Borusewicz wyraził nadzieję, że komisja weryfikacyjna WSI wiedziała "co robi" i nie zamieściła w raporcie materiałów, które mogłyby godzić w bezpieczeństwo Polski.
Marszałek Senatu nie chciał wypowiadać się o poszczególnych nazwiskach wymienionych w raporcie. "Nie chcę oceniać poszczególnych spraw. Tam są elementy ustawowe, które wskazują, że ujawnieniu podlegają te osoby, które przekroczyły prawo" - zaznaczył.
"W raporcie z weryfikacji WSI są jakieś nazwiska, jakieś fakty, są pokazane nielegalne działania - m.in. handel bronią, afera paliwowa, ale raport nie zawiera żadnych większych rewelacji, ani tym bardziej nic wstrząsającego" - powiedział Lepper.
Szef Samoobrony przewiduje, że prawdziwi współpracownicy WSI są ciągle "głęboko ukryci", a ich lista "cały czas gdzieś" jest.
Zdaniem Leppera, błędem jest, że ujawnienie raportu nie kończy prac dotyczących WSI. "Taka sytuacja jest niedobra. Mieliśmy pokazać wszystko do razu, a nie tak jak jest teraz - dawkować informacje i trzymać społeczeństwo w niepewności przez następny rok" - podkreślił.
Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział, że prace w związku z raportem WSI zakończą się w ciągu kilku miesięcy.
W ocenie b. ministra koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego konsekwencje ujawnienia w piątek przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego raportu z weryfikacji WSI mogą być "straszne". Jego zdaniem, raport opisuje "całą kuchnię operacyjną" polskich tajnych służb.
Siemiątkowski powiedział w piątek wieczorem w "Kropce nad i" w TVN24, że jest "porażony" tym, co przeczytał w raporcie. W jego ocenie, zawartych zostało tam wiele rzeczy, które "w żaden sposób nie mają związku z aktywnością WSI i ewentualnymi działaniami niezgodnymi z prawem". Według niego, są one "normalną procedurą, obowiązującą we wszystkich służbach".
"Instrukcja operacyjna polskiego wywiadu, tego jeszcze z czasów Służby Bezpieczeństwa do dnia dzisiejszego jest tajna i z niej nie zdjęto klauzuli, a okazało się, że ujawniono całą kuchnię operacyjną, sposób lokowania agentury" - uważa Siemiątkowski.
Jego zdaniem, konsekwencje ujawnienia niektórych rzeczy w raporcie mogą być "straszne". "Wyłożono obcym wywiadom dosłownie na talerzu cały zestaw kilkuset oficerów, którzy w różnych okolicznościach i różnym czasie funkcjonowali za granicą. Dziś obce wywiady nic innego nie robią, tylko sprawdzają kontakty tych oficerów z ich obywatelami" - ocenił b. koordynator ds. służb specjalnych.
"To jest prezent. Jeszcze się nigdy w historii żadnej służby nie zdarzyło, żeby własne państwo na własne życzenie, nie przymuszone przez nikogo, jak na talerzu wyłożyło swoje wszystkie aktywa wywiadu funkcjonującego za granicą" - zaznaczył.
Dodał, że ujawniony w piątek raport z weryfikacji WSI będzie kiedyś "opisywany w podręcznikach jako bezmiar głupoty".
Siemiątkowski zwrócił uwagę, że autorzy raportu "postawili znak równości między atachatami wojskowymi a oficerami wywiadu". Jego zdaniem, nie można tego robić, ponieważ atachaty wojskowe znajdują się w strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej i nie można utożsamiać ich z oficerami wywiadu.
Jak dodał, na całym świecie oficerowie tajnych służb i ludzie, którzy z nimi współpracują, mają gwarancje ze strony państwa, że "nigdy, w żadnych okolicznościach" nie zostaną ujawnieni. Według Siemiątkowskiego, podobny przepis jest też w prawie polskim, który mówi, że można to zrobić tylko na żądanie sądu lub prokuratury, wyłącznie w przypadku spraw, wiążących się z przestępstwem zabójstwa.
Piechota: raport to "stek bzdur" na temat gospodarki
Były minister gospodarki w rządach Marka Belki i Leszka Millera Jacek Piechota powiedział, że raport z weryfikacji WSI zawiera "stek bzdur" na temat gospodarki. Raportu nie chce komentować były premier Leszek Miller, ani były minister skarbu Wiesław Kaczmarek.
Według ujawnionego w piątek raportu, Wojskowe Służby Informacyjne (WSI) wiedziały o nielegalnych działaniach mafii paliwowej w Polsce i tolerowały ich prowadzenie, a ich żołnierze współtworzyli główne ogniwa mafii. Według raportu, WSI ochraniały też przestępcze działania rosyjskich służb i mafii mających na celu niszczenie i przejęcie polskiego sektora energetycznego.
"Jeśli chodzi o wpływ służb specjalnych na gospodarkę, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie ma tam żadnych dowodów, pozwalających sformułować taką tezę" - powiedział Piechota.
"Pisali to wyznawcy spiskowej teorii dziejów, zapominając, że żyjemy w innym systemie gospodarczym. Żyjemy w systemie transparentnym, w którym obowiązują normy unijne" - dodał. Tymczasem - według Piechoty - autorzy raportu mają spojrzenie na gospodarkę "z czasów minionych". Jego zdaniem, "w tej komisji nie było nikogo znającego się na gospodarce".
Były premier Leszek Miller powiedział, że nie będzie komentował raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI).
"Nie chcę tego w ogóle komentować, tak jak wszystkiego, co robi pan Antoni Macierewicz (przewodniczący komisji weryfikacyjnej WSI - PAP). Mam do tego taki stosunek, jak myślę, ma większość Polaków. To jest materiał dla psychiatry, a nie dla wartościowych analiz" - powiedział.
Komentować raportu nie chce również Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu w rządzie Leszka Millera (od października 2001 do stycznia 2003). Jak powiedział PAP: "nie zamierzam tego czytać, w ogóle mnie to nie interesuje".
Komorowski: rozpaczliwa próba uzasadnienia likwidacji WSI
Raport z weryfikacji WSI jest "rozpaczliwą" próbą uzasadnienia post factum rozwiązania tych służb, zawiera mnóstwo "bzdur" świadczących o nieznajomości wywiadu i kontrwywiadu - ocenia Bronisław Komorowski (PO). B.szef MON odpiera zarzuty sformułowane pod jego adresem w raporcie.
Według raportu, za nieprawidłowości i zaniechania "szczególną odpowiedzialność" ponoszą prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, kolejni szefowie MON (bez Jana Parysa), m.in. Komorowski, i kolejni szefowie WSI (bez Tadeusza Rusaka).
Zdaniem Komorowskiego, gołym okiem widać, że celem raportu jest "rozpaczliwa próba uzasadnienia post factum tego dziwactwa niespotykanego nigdzie na świecie": "Nikt na świecie, w żadnych warunkach nie zlikwidował wojskowego wywiadu i kontrwywiadu. Zrobiła to po raz pierwszy IV Rzeczpospolita. I dzisiaj w sposób rozpaczliwy próbuje się udowodnić, że było to koniecznością. To tak, jakby ktoś uznał, że z tego tytułu, że w drogówce ktoś bierze łapówki, należy rozwiązać policję drogową".
Opublikowany w piątek raport - mówił Komorowski - miał uzasadnić rozwiązanie WSI, "miał zrobić wrażenie, że Polska jest opleciona agentami wywiadu i kontrwywiadu wojskowego". "Ale w tym raporcie nie ma nic, co potwierdzałoby tę tezę. Nie ma tam ani informacji o tym, że WSI wpływały na politykę państwa polskiego, nie ma informacji, że miały istotny wpływ na media, że kreowały politykę mediów. Nie ma informacji o przemożnym wpływie WSI na system bankowy, gospodarkę, czy biznes" - mówił dziennikarzom w Sejmie b.szef MON.
"Są tam różne mniejsze, większe grzeszki, ale jest też cała ogromna fala kompletnych bzdur zahaczających o kabaret i o kompletną nieznajomość tego czym jest wywiad i kontrwywiad wojskowy" - ocenił.
Innym celem raportu - uważa Komorowski - jest chęć zaszkodzenia konkurencji politycznej. Zwrócił uwagę, że wśród szefów MON, których autor raportu Antoni Macierewicz obciąża "szczególną odpowiedzialnością" za nieprawidłowości w nim stwierdzone nie wymieniono m.in. Jana Parysa (szefa MON w rządzie Jana Olszewskiego), ani p.o. szefa resortu: Romualda Szeremietiewa. "Pewnie dlatego, że są bliższymi kolegami pana Macierewicza, przecież za ich czasów WSI funkcjonowały dokładnie na tych samych zasadach co za wszystkich innych cywilnych ministrów obrony" - powiedział Komorowski
Raport zawiera też część zatytułowaną "rozpracowywanie Bronisława Komorowskiego". WSI inwigilowały środowisko polityczne obecnego wicemarszałka Sejmu. Służby miały interesować się kontaktami finansowymi Komorowskiego z płk. Januszem Paluchem, który prowadził "tzw. działalność parabankową". Komorowski miał zainwestować w przedsięwzięcie Palucha, który zbankrutował. Według raportu, Komorowski chciał odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy wynajętych firm detektywistycznych, które jednak wycofały się z umowy, obawiając się powiązań politycznych Palucha.
Komorowskiemu sugerowano, że pieniądze może odzyskać kontrwywiad WSI, taką próba zajął się - według raportu - jeden ze współpracowników WSI "Tomaszewski". Jednak w kolejnym fragmencie z raportu wynika, że w aktach nie ma informacji, czy próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy Komorowskiego przez "Tomaszewskiego" powiodły się.
Raport przedstawia też współpracę Fundacji "Pro Civili" z Wojskową Akademią Techniczną jako przykład aktywności oficerów WSI, która "niejednokrotnie przybierała charakter przestępczości gospodarczej na wielką skalę, wskutek której Skarb Państwa tracił wielomilionowe sumy". Komorowski zauważył, że sprawa Fundacji została odkryta i skierowana do prokuratury właśnie przez WSI pod kierownictwem generała Rusaka. "A na dodatek, co brzmi już jak dowcip, w czasie, gdy prokuratorem generalnym był Lech Kaczyński" - powiedział.
Komorowski zaznaczył też, że raport zawiera "fragmenty, sugestie albo informacje" których ujawnienie jest "groźne dla polskich interesów". "Ręczę państwu, że każde słowo z tego raportu, każda instytucja, firma gospodarcza, każde nazwisko jest w tej chwili przedmiotem wnikliwej analizy w jednej z ważnych instytucji sąsiadującego z Polską państwa" - powiedział.B.szef MON powiedział, że nie zamierza "chandryczyć się" o nieprawdziwe informacje o nim zawarte w raporcie. "Najpoważniejszą sprawą są straty państwa polskiego i ryzyko utracenia liczącej się części aktywów wywiadowczych (...) Być może, kiedy zmieni się władza, trzeba będzie przy pomocy narzędzi, które państwo posiada przyjrzeć się skutkom opublikowania tego raportu" - powiedział.
Olejniczak: raport dowodzi "bzdurne" tezy
Zdaniem szefa SLD Wojciecha Olejniczaka, ujawniony w piątek raport z weryfikacji WSI dowodzi jak "bzdurne" były tezy o tym, że "Polska jest rządzona przez WSI"."Środowiska Antoniego Macierewicza przez niemal rok opowiadały, że Polska jest rządzona przez WSI, że media są sterowane przez WSI, że polska gospodarka funkcjonuje dzięki kontaktom WSI, że każda dziedzina naszego życia musi być w jakiś sposób kontrolowana przez WSI" - powiedział Olejniczak.Z tego co można przeczytać w raporcie - dodał szef SLD - "widać wyraźnie, że to były bzdury, nieuprawnione tezy, które przez ostatnie miesiące były kierowane do opinii publicznej".
Wassermann: kawał prawdy o patologicznym działaniu służb
To nie jest dokument porażający, ale pokazuje "kawał prawdy" o patologicznym działaniu instytucji, która miała strzec obronności państwa i jego bezpieczeństwa, a tak naprawdę w dużym stopniu naruszała prawo i działała wbrew interesom państwa - tak raport z weryfikacji WSI ocenił minister-koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann.
Pytany przez dziennikarzy w Sejmie, czy podziela tezy, które w raporcie stawia kierujący komisją weryfikującą WSI Antoni Macierewicz, Wassermann powiedział: "teza musi być jedna: te służby, wskutek braku kontroli, wskutek bardzo głębokiego powiązania z GRU (wywiad wojskowy) i KGB, wskutek penetracji przez te (rosyjskie) służby przez długi czas, nie mogły być uważane za służby niezależnego, wolnego państwa".
Na to - mówił minister - nałożyła się jeszcze "patologia związana z działalnością finansową": zdobywanie pozabudżetowych środków na funkcjonowanie WSI, a także inne działania. Wassermann podkreślił, że raport jest "jeszcze nieskończony", a niektóre z zasygnalizowanych wątków "będą miały swój bieg już w pracach komisji weryfikacyjnej".
Według ministra, jest "cała masa operacji - chociażby FOZZ, niezwykle mocno powiązany z WSI - które wskazują, że ogromne sumy pieniędzy z różnych operacji finansowych, ale prowadzonych dzięki pozycji WSI (...) lądowały na kontach, z których później nie były rozliczane". Jak powiedział, można tu mówić o sumach przekraczających 1-1,5 miliona dolarów - takie przypadki są opisane w raporcie.
Wassermann dodał, że komisja weryfikacyjna natrafiła m.in. na materiały, które - w jego ocenie - pozwolą wrócić w "bardzo istotnym zakresie" do sprawy FOZZ.
Przywołał sprawę o kryptonimie "Gwiazda", która - w jego ocenie - jest najlepszym dowodem "całkowitego braku reakcji" na penetrację WSI przez rosyjskie służby specjalne. Według ministra, jeszcze do 2006 roku na WSI "bardzo ciążyło kierownictwo przeszkolone na studiach i kursach w Moskwie". "To dotyczyło szefów służb, zastępców, ale także ludzi, którzy byli lokowani w strukturach NATO" - mówił.
Minister zaznaczył, że komisja weryfikacyjna nie zakończyła jeszcze pracy. Jak mówił, zetknęła się z archiwami, w których "znaczną część dokumentów spalono, zniszczono, usuwano przed komisją".
"I to jest właśnie istota rzeczy, to przewartościowanie, dostęp do wiedzy, która była niezwykle głęboko schowana. Istniały archiwa ukryte w jednostkach wojskowych, do których nie było naprowadzenia przez rejestry. Przypadek sprawił, że komisja weryfikacyjna na te dokumenty natrafiła. Były sytuacje, w których bardzo istotne dokumenty były chowane w setkach tysięcy innych - myślę tutaj o dokumentach oficerów śledczych, sędziów śledczych z okresu jeszcze stalinowskiego, ale i późniejszego - do 1990 roku, które były poukrywane w archiwach jednostki wojskowej w Rembertowie" - mówił Wassermann.
Jak dodał, z raportu wynika, że WSI "starały się przejmować kontrolę nad niektórymi mediami w Polsce". "Ale powtarzam, nie mamy do czynienia ze skończonym dokumentem, musimy być ostrożni w tezach, dopóki rzecz nie zostanie zamknięta" - podkreślił.
"W niektórych przypadkach taka teza jest uprawniona - wtedy, kiedy dziennikarz funkcjonuje w takim miejscu, gdzie ma nie tylko dostęp do informacji, ale może wpływać na tę informację, gdzie podejmuje działanie, które dyskredytuje jego kolegów, gdzie staje się nie tyle przekaźnikiem co częścią służb, których jest współpracownikiem" - mówił minister.
W tym kontekście wymienił telewizję TVN, tygodnik "Wprost" oraz dziennik "Super Express". Na uwagę dziennikarzy, że raport zawiera głównie nazwiska już znane opinii publicznej, Wassermann odparł: "A ile państwo chcecie tego nieszczęścia? Jedno nazwisko dobrze ulokowane przez długi czas może zrobić więcej nic sto głośnych nazwisk". Jak dodał, nie chodzi o ilość nazwisk, ale do skutki takiej działalności.
Na uwagę dziennikarzy, że odpowiedzialność za nieprawidłowości i zaniechania wskazane w raporcie przypisuje się właściwie wyłącznie osobom nadzorującym te służby (szefom MON i WSI), Wassermann odparł, że "brak nadzoru to przestępstwo, które często popełniają funkcjonariusze publiczni".
Pytany o konsekwencje prawne, jakich mogą się spodziewać m.in. niektórzy b. szefowie MON w związku z raportem, Wassermann powiedział, że zadecyduje o tym prokuratura. "Tak skonstruowany jest raport - po stwierdzeniu nieprawidłowości są wnioski natury prawno-karnej, które rodzą zawiadomienie do prokuratury" - powiedział.
Borusewicz: nie jest to bomba
Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz powiedział w piątek, że raport z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych jest interesujący, ale - jak przyznał - "nie jest wielką bombą".
Prezydent upublicznił w piątek raport z weryfikacji WSI. Dokument jest dostępny na stronach internetowych Kancelarii Prezydenta.
"To dobrze, że raport nie potwierdza tezy, iż służby wojskowe rządziły Polską, mediami elektronicznymi i nie potwierdza tezy, że WSI były organizacją przestępczą" - powiedział Borusewicz w piątek dziennikarzom.
Jednocześnie podkreślił, że raport pokazuje, iż oficerowie WSI prowadzili działania na granicy prawa oraz takie, które przekraczały kompetencje służb specjalnych.
Marszałek przyznał, że miał uwagi co do ujawnienia części raportu z weryfikacji WSI. Nie chciał jednak mówić o jakie fragmenty chodziło, ponieważ - jak wyjaśnił - jego uwagi mają charakter tajny. "Moje uwagi dotyczyły różnych spraw" - powiedział tylko.
Procedura publikacji raportu z weryfikacji WSI mówi, że szef komisji weryfikacyjnej przekazuje raport prezydentowi, premierowi i wicepremierom. Następnie prezydent przekazuje raport marszałkom Sejmu i Senatu do zaopiniowania.
Borusewicz wyraził nadzieję, że komisja weryfikacyjna WSI wiedziała "co robi" i nie zamieściła w raporcie materiałów, które mogłyby godzić w bezpieczeństwo Polski.
Marszałek Senatu nie chciał wypowiadać się o poszczególnych nazwiskach wymienionych w raporcie. "Nie chcę oceniać poszczególnych spraw. Tam są elementy ustawowe, które wskazują, że ujawnieniu podlegają te osoby, które przekroczyły prawo" - zaznaczył.
Lepper: raport bez rewelacji
"W raporcie z weryfikacji WSI są jakieś nazwiska, jakieś fakty, są pokazane nielegalne działania - m.in. handel bronią, afera paliwowa, ale raport nie zawiera żadnych większych rewelacji, ani tym bardziej nic wstrząsającego" - powiedział Lepper.
Szef Samoobrony przewiduje, że prawdziwi współpracownicy WSI są ciągle "głęboko ukryci", a ich lista "cały czas gdzieś" jest.
Zdaniem Leppera, błędem jest, że ujawnienie raportu nie kończy prac dotyczących WSI. "Taka sytuacja jest niedobra. Mieliśmy pokazać wszystko do razu, a nie tak jak jest teraz - dawkować informacje i trzymać społeczeństwo w niepewności przez następny rok" - podkreślił.
Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział, że prace w związku z raportem WSI zakończą się w ciągu kilku miesięcy.