Trzaskowski, Kosiniak, Morawiecki, czyli jaka idzie zmiana
Najwięksi zwycięzcy tych wyborów, jeśli potwierdzą się wyniki exit poll, to Rafał Trzaskowski i Władysław Kosiniak-Kamysz. Młodzi politycy, obaj nie do końca przystający do twardych realiów brutalnej kampanii, udowodniają że jednak znaleźli receptę na przekonanie wyborców.
Polska jest podzielona niemal na pół, liczy się szyld partyjny i te wybory kolejny raz pokazują mapę tego podziału. Nie ma wielkiej przewagi obozu rządzącego, którą sugerowały sondaże. Grzegorz Schetyna może czuć zatem satysfakcję – poukładał sytuację w obozie opozycyjnym, wynik w okolicach 25 proc. to nie jest porażka, która zagroziłaby jego pozycji – przeciwnie, to niezła pozycja startowa przed 2019 r. Opozycja będzie więc dalej się wokół niego konsolidować. Tym bardziej, że przybył jej nowy, wyraźny lider. Rafał Trzaskowski, po zwycięstwie w stolicy już w pierwszej turze (jeśli ten sondażowy wynik się potwierdzi), niewątpliwie będzie jedną z najważniejszych twarzy Koalicji Obywatelskiej. Udowodnił, że jego kampania wbrew wielu komentarzom nie okazała się „powtórką z Komorowskiego”.
Różnica kilku procent między PiS a PO, przy jednoczesnym bardzo wysokim wyniku PSL, oznacza że opozycja odzyskuje realną siłę, a narracja anty-pis znowu zaczyna działać. Nie wiadomo jeszcze, jak ostatecznie ułożą się koalicje w sejmikach, ale już wiadomo, że PiS nie odbił samorządów, mimo wielkiego tournée po kraju premiera Morawieckiego i zapowiedzi, że pieniądze będą trafiały tam, gdzie zwycięży obóz rządzący. Widać też, że kampania w stylu copy-paste z 2015 r. po trzech latach rządzenia już nie przynosi takich efektów, o czym najlepiej świadczy wynik Patryka Jakiego w Warszawie.
Jarosław Kaczyński wyraźnie ma tego świadomość. Dlatego w swoim wystąpieniu zaraz po ogłoszeniu sondażowych wyników skupił się na przyszłości i zaapelował o spokój. – Ta kampania będzie miała swój koniec w maju 2020 r. – podkreślił. Podtrzymał też jednoznacznie najważniejszą polityczną decyzję – namaszczenia na przyszłego lidera całego obozu Mateusza Morawieckiego. Tak żeby nikomu w jego partii nie przyszło nawet do głowy obarczać szefa rządu odpowiedzialnością za wyborczy wynik. Od razu ustawił też narrację, zapowiadając że kluczem do przyszłych zwycięstw jest to, by przed wyborami „nie spadały na nas nagle ciosy, żeby fake newsów było mniej, żeby każdy Polak wiedział, że w ciągu tych 4 lat pod rządami PiS Polska poszła do przodu”. Między wierszami pobrzmiewa więc stara melodia – winne będą media i niedostateczna mobilizacja w walce o przekaz. Prezes PiS stoi teraz jednak przed zasadniczym dylematem, jaki kurs obrać na najbliższe kilkanaście miesięcy – dokręcić śrubę, kolejny raz przestawić się w kampanii na centrum i „soft”, czy może usiłować grać na dwóch fortepianach. Wynik wyborów samorządowych tego dylematu prezesowi rozstrzygnąć nie pomaga.