Dwa dni smutnego świętowania
Polskie podziały są zbyt głębokie (trudno razem świętować, jak się nawet nie podaje sobie ręki) i nikomu w gruncie rzeczy nie opłaca się poza nie wychodzić. Jak co roku można by więc rytualnie poutyskiwać, że władza i opozycja świętują osobno i nie ma żadnego ośrodka, pod egidą którego można by zorganizować wspólne obchody.
Tyle że tym razem to wszystko doskwiera jakoś bardziej. 100-lecie Niepodległości to nie jest zwykła coroczna oficjałka. A przynajmniej mogłoby być czymś więcej. Obóz rządzący od wielu miesięcy zapowiadał wielkie i huczne uroczystości 100-lecia Niepodległości – z tej okazji miliony złotych wydawała na promocję PFN, a w wielki rejs na dalekie wody miał płynąć biało-czerwony jacht, by sławić Polskę na krańcach świata. Na koniec wyszedł jednak ten bardziej polski i swojski „Rejs”, skądinąd obraz jakże autentyczny. A teraz kolejni politycy „wychodzą z tego kina”. „No i panie i kto za to płaci? Pan płaci… Pani płaci… My płacimy… To są nasze pieniądze proszę pana…”.
Pamiętam 11 listopada 2015 r., gdy PiS swoje obchody organizował w Krakowie. To właśnie wtedy Jarosław Kaczyński ogłosił, że kandydatem na prezydenta będzie Andrzej Duda. Ale wcale nie był to główny news tamtego dnia. Przyćmiły go bowiem obrazy z Warszawy – race, bijatyki narodowców z policją i głośno wykrzykiwane rasistowskie hasła.
Prezydent Andrzej Duda krytykował swojego poprzednika Bronisława Komorowskiego, który w Święto Niepodległości organizował marsz „Razem dla Niepodległej” – jako alternatywę dla tych, którzy nie chcieli świętować pod flagami ONR. Ale szybko się okazało, że własnej inicjatywy na 11 listopada, Duda nie ma. W kolejnych latach prezydent wyrażał więc „nadzieję” na jeden wspólny marsz i na tych nadziejach się kończyło. Pomysł prezydenckiego referendum z okazji Święta Niepodległości odrzuciła zaś jego macierzysta partia. PiS z jednej strony odcinał się od narodowców, z drugiej jakoś pobłażliwie traktował odpowiedzialnych za zamieszki i rasistowskie hasła (śledztwo dotyczące ostatniego marszu wciąż się toczy, zarzutów nie ma, tak samo jak odpowiedzi, czy doszło do propagowania faszyzmu).
Jest coś wyjątkowo mrocznego w tym, że narodowcy będą gospodarzami głównego marszu niepodległości z okazji jej 100-lecia. Że znowu przez miasto, tak mocno doświadczone przez historię, przejdą rasistowskie i ksenofobiczne transparenty.
Zapewne będzie więc w Warszawie i smutno, i straszno, czyli tak jak już od kilku lat. To również zmarnowana okazja z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej – wszyscy najważniejsi przywódcy będą tego dnia nie na państwowych uroczystościach w Warszawie, a w Paryżu. Obchody 100-lecia niepodległości Polski mogą jeszcze stać się symboliczne. Jako symbol tego, jak zmarnować imprezę stulecia.
Na pocieszenie parlament uchwalił z okazji 100-lecia niepodległości dzień wolny od pracy. Przyda się tym, którzy chcieliby się zadumać nad tym wszystkim albo odkurzyć polską literaturę (niekoniecznie adaptację Przedwiośnia, może raczej Mrożka). Tak spędzony dzień może na przykład doprowadzić do wniosku, że właściwie nie ma co narzekać, bo zawsze tak było. Od endeków i piłsudczyków, przez Kargula i Pawlaka, wojny w „Solidarności”, Okrągły Stół, Michnika i Macierewicza, po PO i PiS.