Weterynarze walczą o życie psa, który należał do proboszcza. Miał ogromną ranę na łapie i skołtunione futro
Fundacja Oleśnickie Bidy, która zajmuje się pomaganiem chorym i bezdomnym zwierzętom otrzymała zgłoszenie, którego autor twierdził, że w jednej z parafii pod Namysłowem w województwie opolskim przebywa pies, który jest w bardo złym stanie. – To pies księdza proboszcza. Cała wieś się księdza boi, bo to on decyduje, kto dostanie chrzest, komunię, komu udzieli pogrzebu. Niektórzy mówili księdzu, że chyba trzeba go zabrać do weterynarza, ale nic z tym nie zrobił. Pies ma guza widocznego od około roku – twierdził mężczyzna.
Kiedy wolontariusze z organizacji pojechali na miejsce zobaczyli, że pies przebywał w stosunkowo dobrych warunkach, jednak na jego łapie znajdowała się ogromna rana. – Sielskość sceny psuje gryzący w nos smród, którego źródłem jest rana na łapie Maxa. Jak wiatr zawiał w naszą stronę, to aż musieliśmy się cofać. Ten guz rozrósł się do takiego stopnia, że pękł. Dzięki Bogu, że stało się to teraz, a nie latem. W wyższej temperaturze zalęgłyby się tam larwy i mogłoby być za późno na ratunek – powiedziała Magdalena Gmyrek z fundacji w rozmowie z TVN24.
Nie ma pewności, że zwierzę przeżyje
Przedstawiciele fundacji pytali duchownego, dlaczego nie leczył zwierzęcia. Ksiądz odparł, że jest mu bardzo szkoda psa i był do niego bardzo przywiązany, ale liczył, że to jakoś samo przejdzie. – Ksiądz trochę się denerwuje, że przez naszą wizytę i troskę nad stanem Maxa spóźni się na posługę, za 10 minut odprawia mszę świętą. W 10 minut zatem spisujemy zrzeczenie się praw do psa, zakładamy Maxowi kaganiec, co wcale nie jest łatwe, bo jego futro jest grube, skołtunione, pełne starych warstw podszerstka, a smród z rany przyprawia nas o mdłości. Resztę formalności kończymy z gosposią księdza, by proboszcz zdążył na mszę – relacjonowali wolontariusze Oleśnickich Bid. Kiedy pies trafił do weterynarza, okazało się, że guz jest tak duży i zrośnięty z kością, że łapy nie da się uratować i konieczna będzie amputacja. Szczęśliwie guz nie dał żadnych przerzutów, jednak lekarze nadal nie mają pewności, że zwierzę przeżyje.
Co na to kuria?
Dziennikarze TVN24 zwrócili się z zapytaniem do Archidiecezji Wrocławskiej, czy zostaną podjęte jakiekolwiek kroki wobec księdza, który zaniedbał psa. – Rzeczywiście ksiądz proboszcz przyznał się do zaniedbania psa i popełnienia błędu. Stwierdził, że jest gotów ponieść konsekwencje prawne. My w związku z tym nie będziemy go karać po raz drugi. Jako kuria skontaktowaliśmy się z fundacją, która – poprawnie swoją drogą – zareagowała na zgłoszenie. Będziemy partycypować w kosztach leczenia psa – zapewnił ks. Rafał Kowalski, rzecznik Archidiecezji Wrocławskiej.