Piotr Gliński „Człowiekiem Wolności” tygodnika „Sieci”. Wcześniej tytuł zdobyli m.in. Kaczyński i Przyłębska
Redakcja pisze, że tytuł „Człowieka Wolności” przyznawany jest osobom, „dla których wolność jest wartością najważniejszą, a jej obrona i szerzenie – codzienną powinnością”.
– Żadne środowiska nie są wykluczane z możliwości dofinansowania ich twórczości. Muszą jedynie startować w transparentnych konkursach. Natomiast ograniczyliśmy możliwość arbitralnych decyzji różnego rodzaju grupom interesu, korporacjom, które miały niekiedy pełną kontrolę nad wszystkimi strumieniami finansowymi – mówił tegoroczny laureat w wywiadzie udzielonym tygodnikowi.
Gliński mówił też o mediach. – Także w mediach mamy pełną, dostępną w każdym pilocie, paletę poglądów, wrażliwości, przekonań. To w czasie poprzednich rządów było tylko mrzonką – wszystkie najważniejsze media mówiły wtedy dokładnie to samo i tak samo. Doświadczyłem tego mocno, kiedy zdecydowałem się wejść do polityki. Pamiętam to jako zderzenie z pędzącym pociągiem. Zakłamanie, manipulacje, pogarda i cenzura w ówczesnej debacie publicznej były szokujące. Tak wyglądały wtedy wolność i demokracja – stwierdził.
Wicepremier mówił też o polskiej kinematografii. Zaznaczał, że rządy PiS „złamały monopol wielu środowisk” i „naruszyły wygodne, trwałe układy korporacyjne, niemal kastowe”. – Uważamy, że poszerzenie rynku filmowego, dopuszczenie młodych twórców i konkurencji zagranicznej będzie dobre dla polskiej kultury, nad którą wciąż unosi się duch układu peerelowskiego. I w III RP też trochę tak to wyglądało: kochana władza i jej dwór. Ten aspekt tworzy ważne tło dzisiejszych konfliktów. W wielu miejscach wciąż mamy do czynienia z różnymi wersjami postkomuny – stwierdził.