Kolejna narodowa wyprawa na K2. „Zdobywczy sposób wspinania jest bardzo machocentryczny”

Dodano:
K2 Źródło: Wikipedia / CC BY 2.0
– Sposób wspinania polegający na tym, żeby pierwszemu wejść na szczyt jest machocentryczny, w dzisiejszych czasach traktujemy go już z przymrużeniem oka. Funkcjonuje głównie na wyprawach narodowych, które są przeżytkiem. Takie wyprawy robią jeszcze Koreańczycy, czy Chińczycy, to działanie propagandowe – mówi Włodzimierz Kierus, alpinista.

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Wprost: 22 grudnia tego roku ruszy narodowa wyprawa na K2, kolejna, mimo niepowodzeń. Rok temu przeżywaliśmy śmierć Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat, on również wielokrotnie próbował zdobyć tę górę zimą. Dlaczego ludzie tak uparcie próbują wejść na jedną górę?

Włodzimierz Kierus, alpinista: Góra czasami potrafi nas uwieść czymś, czego nie ma inna góra, swoją mistyką, wyglądem, urokiem.

Nanga Parbat to ładna góra?

Ciężko powiedzieć o niej, że jest ładna jak o Matterhorn, Mnich nad Morskim Okiem, Stetind w Norwegii, Uszba na Kaukazie, czy Ama Dablam w Nepalu. Te góry, są takie, że powalają na kolana swoim wyglądem, strzeliste, niedostępne. Ich przeciwieństwem jest Mont Everest, uważam, że to zwalista kupa kamieni. Kiedyś próbowałem zrobić na kulturoznawstwie doktorat na temat Everestu. Chodziło mi o mit tej góry, po co ludzie na nią wchodzą. Nie badałem alpinistów, tylko ludzi, którzy wybierają się tam komercyjnie, z agencjami. W ich motywacjach analizowałem też wątek Świętej Góry, który występuje w wielu kulturach, a Czomolungma jest jedną z nich. Jednak w dzisiejszych czasach ta góra nie jest już święta. Nie udało mi się odkryć okruchów mistyki w motywacjach ludzi, którzy chcieli na nią wejść. Pewnie chodzi o to, że jest najwyższa i można się nią pochwalić. Nie wiem jednak tego na pewno, bo przerwałem badania. Nanga nie jest brzydka, ale też nie powala na kolana, więc między nią, a Tomkiem musiała występować jakaś inna relacja. Myślę, że przyczyny uwodzicielskiego działania góry nie są takie proste. Często góry uwodzą kogoś urokiem niekoniecznie czytelnym dla innych ludzi. Relacja między alpinistą a górą może być taka, jak między kobietą, a mężczyzną, oczywiście w dużym uproszczeniu.

W kolejnych narodowych wyprawach na K2 nie chodzi chyba jednak o taką relację? Chodzi o to, żeby zdobyć zimą szczyt.

Ten zdobywczy sposób wspinania jest bardzo machocentryczny, w dzisiejszych czasach już z przymrużeniem oka patrzymy na takie podejście. Oczywiście ono nadal funkcjonuje, ale właśnie głównie na wyprawach narodowych, które są już przeżytkiem. Takie wyprawy robią jeszcze Koreańczycy, czy Chińczycy. Tak naprawdę to działanie polityczne i propagandowe, sposób na budowanie tożsamości narodowej. Sportowcy w służbie narodu. Takie podejście przechodzi do lamusa, bo alpinizm przeszedł ewolucję. Dla jednych wiąże się z wyczynem i rywalizacją, a dla innych z pasją. Alpinistów można podzielić na tych, którzy uważają się za sportowców i na tych, którzy kochają się wspinać. Tym drugim nie zależy aż tak bardzo, żeby być na szczycie jako pierwszy. W historii mamy przykład takich różnych podejść do wspinania – Jerzego Kukuczki i Wojciecha Kurtyki. Kukuczka był sportowcem, a Kurtyka poetą alpinizmu, nie wspinał się, żeby podreperować swoje ego i zaimponować innym. Tomek Mackiewicz też był pasjonatem wspinania, a nie był sportowcem pod żadnym względem.

Czym więc różniło się wspinanie Mackiewicza od wspinania podczas wyprawy narodowej?

Największa różnica w wyprawach górskich polega nie tylko na podejściu do wspinania, ale, podobnie jak w większości spraw w życiu, także na ilości pieniędzy do dyspozycji. Na przykład wyprawa na Mont Everest w najtańszym wariancie kosztuje około 100 tys. złotych, a dużą jej część stanowią pozwolenia albo koszty, których nie da się ominąć z powodu przepisów obowiązujących w Nepalu, czy w Chinach. To są koszty równe dla każdego typu wyprawy. Jeśli jednak ktoś się wspina w narodowej, ma wygody, których nie ma ten, kto sam zdobywa pieniądze na wyjazd. Kawusia, herbatka, Wi-Fi w base campie, po prostu luksus.

Więcej czytaj w najnowszym wydaniu tygodnika „Wprost”

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...