Dulkiewicz dla „Wprost”: To moja prywatna sprawa, kto jest ojcem mojego dziecka

Dodano:
Aleksandra Dulkiewicz Źródło: Newspix.pl / Mateusz Słodkowski
– Kiedy zapytałam prezydenta Pawła Adamowicza, czy to, że jestem samodzielną matką, nie stanie się dodatkowym powodem do atakowania jego i miasta odpowiedział, że to jest wielki atut – powiedziała w rozmowie z „Wprost” prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz.

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Spodziewała się pani, że będzie budzić emocje jak Paweł , kiedy zdecydowała się pani kandydować na urząd prezydenta Gdańska?

Aleksandra : Wir, w którym znalazłam się po śmierci pana prezydenta, sprawił, że nie brałam pod uwagę takich rzeczy. Kierowały mną inne pobudki, świadomość, że trzeba wystartować w wyborach prezydenckich. Nie spodziewałam się więc tego. To nie jest przecież mój pierwszy rok w życiu samorządowym czy politycznym, ale nigdy wcześniej nie stykałam się z czymś takim. Najbardziej mną potrząsnęło, kiedy hejt dotknął mojej córki.

Chodzi o wpis doradcy wojewody pomorskiego Krzysztofa Wyszkowskiego, który napisał na Twitterze, że w ramach obchodów 1 września będzie mianowanie N.N. kanoniera z okrętu Schleswig-Holstein, który ostrzeliwał Westerplatte, na ojca pani córki, a ambasadorzy Niemiec i Rosji wręczą pani zaległe alimenty.

To jest moment, w którym trzeba postawić bardzo mocno tamę i granicę. Dlatego zapowiedziałam konsekwencje prawne.

Pani samodzielnie wychowuje dziecko i z tego powodu atakują panią też nieznani ludzie na portalach, forach, w mediach społecznościowych. Okazało się, że wiele osób uważa to za słaby punkt, w który można uderzyć. Brała to pani wcześniej pod uwagę?

Nie, nie brałam. Kiedyś, raz, o tym pomyślałam, gdy pan prezydent Adamowicz zaproponował mi w grudniu 2016 r., bym weszła do jego drużyny jako zastępczyni prezydenta. Zapytałam, czy to, że jestem samodzielną matką, nie stanie się dodatkowym powodem do atakowania jego i miasta. Szef powiedział: „To jest twój wielki atut”. Uważał, że to pokazuje, że umiem sobie radzić z różnymi sytuacjami w życiu. To był jedyny moment, w którym przyszło mi do głowy, że moje macierzyństwo może być powodem do ataków. Później o tym nie myślałam. Aż do kampanii wyborczej, kiedy na ulicy zaczepiła mnie jakaś pani i powiedziała, że jeśli chcę być prezydentem, muszę powiedzieć, kto jest ojcem mojego dziecka. Ten incydent pokazuje, w jaki sposób ten temat jest nakręcany, bo nie sądzę, żeby ta pani sama z siebie doszła do takich wniosków. Wcześniej rozpisywały się o tym różne portale, dywagowały, kto jest ojcem. A to jest moja prywatna sprawa. Czasem sobie myślę, kiedy ludzie anonimowo piszą różne rzeczy, czy oni pamiętają, że piszą o drugim człowieku? Czy uważają, że ja nie mam uczuć? Że moje dziecko nie ma uczuć? Jak daleko możemy się posunąć w nieczułości do drugiego człowieka?

Pani córka jest już w takim wieku, że docierają do niej te ataki.

Oczywiście, korzysta przecież z internetu. Sama też z nią o tym rozmawiam, bo uważam, że to uczciwe wobec niej. Po wpisie Wyszkowskiego przeczytałam jej moją odpowiedź („na przyszłość radzę panu i innym jedno – trzymajcie się z dala od mojego dziecka” - red.). I warto było to zrobić, by zobaczyć reakcję w jej oczach. I usłyszeć, co powiedziała: „mama, ja teraz wiem, że ty stoisz po mojej stronie”. Nawet po to warto było publicznie odpowiedzieć Wyszkowskiemu, żeby moja własna córka poczuła, że ja jej nie pozwolę skrzywdzić. Co się jeszcze wydarzy, nie wiem, ale ona wie, że jestem po jej stronie. Zosia powiedziała też: „Dlaczego ci ludzie tak kłamią?”. 11-letnie dziecko, czytając, co mówią i piszą różni politycy, dziwi się, że można tak kłamać.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...