Macronowi nie uda się szybko sprzedać Putinowi Ukrainy
Dziś w Paryżu ma się odbyć wielki sprawdzian nowego ukraińskiego prezydenta. Po raz pierwszy w swojej krótkiej karierze politycznej Wołodymyr Zełenski postawiony zostanie przed obliczem swojego imiennika i starszego stażem rosyjskiego odpowiednika, Władymira Putina. Obaj panowie w towarzystwie Emanuela Macrona i Angeli Merkel mają porozmawiać o zakończeniu wojny w Donbasie. Zełenski chyba się trochę denerwuje, bo paraduje ostatnio publicznie w polowych mundurach dla dodania sobie animuszu przed spotkaniem ze starym wygą, pułkownikiem Putinem.
W tym pokazie męskości chodzi także o ukłon w stronę rodaków, którzy coraz bardziej obawiają się, że młody i niedoświadczony politycznie showman może zbyt łatwo dać się zrobić Putinowi na szaro. Zwłaszcza, że Zełenski przychylnie mówi o planie amnestii dla donieckich rebeliantów dowodzonych przez Moskwę i o oddaniu im autonomii, co w praktyce oznaczałoby oddanie Donbasu Rosji. Tymczasem prawie 60 procent Ukraińców, tych samych zresztą, którzy wybrali go prezydentem, uważa, że to fatalny pomysł.
Problematyczny gospodarz
Sytuacja Zełenskiego jest tym trudniejsza, że gospodarzem spotkania jest Emanuel Macron, polityk o ograniczonych możliwościach, ale za to o wielkich imperialnych ambicjach. To on opowiada w wywiadach, że Rosja nie jest Zachodowi wrogiem i ogłasza „martwicę mózgu” NATO, jedynej siły, zdolnej postawić tamę agresywnym zapędom Putina. Macron wygłasza te wszystkie herezje jakby na zamówienie rosyjskiego prezydenta, z którym chciałby dogadać się jak najszybciej, nie bacząc na Ukrainę.
Dla Macrona, który zablokował niedawno na forum UE rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Macedonią, Ukraina to kolejny kraj do odstrzelenia. Jak każdy zadufany w sobie Francuz, patrzy na Ukraińców jak na ciemny, słowiański motłoch, który kulturalni Europejczycy powinni oddać Moskalom, zamiast się babrać się z jego prozachodnimi ambicjami. Gdyby więc od Macrona wszystko zależało, pewnie zamknąłby Zełenskiego w pokoju bez okien i trzymał tak długo, aż Ukrainiec zgodziłby się na wszystko, co pasuje Putinowi.
Prawda krzyżuje szyki
Na szczęście dla Ukrainy, są dwie rzeczy, które psują Macronowi szyki. Rzecz pierwsza to prawda o Rosji, która wbrew słowom francuskiego prezydenta jednak jest Zachodowi wrogiem. Tuż przed spotkaniem w Paryżu wyszło na jaw, że rosyjscy agencji zrobili sobie we francuskich Alpach bazę wypadową do zbrodniczych akcji w UE, m.in. otrucia w Wielkiej Brytanii byłego oficera wywiadu wojskowego Rosji, Siergieja Skripala.
Macron musi więc teraz mitygować swoją przyjaźń z Putinem i weryfikować pozytywną ocenę jego nastawienia do Europy. Zwłaszcza, że w sąsiednich Niemczech wybuchł podobny skandal. W Berlinie, w parku tuż koło niemieckiego MSW zastrzelony został Zelimchan Changoszwili, który jako oficer wojsk czeczeńskich walczył z Rosjanami w czasie drugiej wojny czeczeńskiej, a jako oficer armii gruzińskiej stawiał im opór podczas inwazji na Gruzję w 2008 roku. Changoszwilego zabił agent rosyjskiego GRU, przebywający w Niemczech na fałszywym paszporcie.
Niemcy się wściekli, bo choć robią z Moskwą świetne interesy, przepychając w UE projekt Nord Stream 2, zagrażający m.in, bezpieczeństwu wspomnianej powyżej Ukrainy, to jednak nie lubią, jak im się bruździ tak ostentacyjnie i tuż pod nosem. Dla Merkel to policzek, a przecież pani kanclerz jest na takie impertynencje mocno wyczulona przynajmniej od czasu, jak kiedyś Putin poszczuł ją psem podczas spotkania w Soczi. Można się zatem spodziewać, że wbrew planom Macrona wielkiego pojednania z Putinem w Paryżu nie będzie. A więc i debiut Zełenskiego wypadnie pewnie nie najgorzej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.