Komornik, który zajął 11-letniej Zuzi rentę po zmarłym ojcu, sprzedawał alkohol w swojej kancelarii
W ciągu ostatniego miesiąca tygodnik „Wprost” opisał trzy historie o kontrowersyjnych działaniach kancelarii komorniczej Marcina Musiała. Na początku lutego pisaliśmy o 11-letniej Zuzi z Libiąża z milionem długu, której komornik zajął rentę po zmarłym ojcu.
Po tym artykule odezwała się do nas Marzena Wanat - Krupa, mama 14-letniej Zuzi, która napisała do nas długi list. "Historia 11-letniej Zuzi to historia mojej rodziny". Ona też miała styczność z kancelarią Marcina Musiała. Pracująca u niego wówczas asesor zajęła meble z pokoju jej małoletniej córki.
W tym tygodniu opisujemy historię Państwa Kornaków spod Mielca. W połowie zeszłego roku komornik Marcin Musiał wszedł do ich domu. Działał wtedy poza swoim rewirem, ponieważ komornik z Chrzanowa może działać w obrębie apelacji małopolskiej, a Mielec to już teren apelacji rzeszowskiej. Mimo to, zajął na miejscu cudzy samochód. W domu były obecne dzieci: 7-letni Patryk i 11-letnia Angelika, które słuchały kontrowersyjnych historii komornika Musiała. Opowiadał, jak zajął jednemu dłużnikowi psa, innemu papugę, a jeden zjadł przy nim dowód rejestracyjny pojazdu. Reprezentujący wierzyciela adwokat, stwierdził, że komornik odstąpi od czynności jeśli rodzina wpłaci 50 tys. zł.
Okazuje się jednak, że w środowisku komorników doskonale wiedziano, że chrzanowski kolega słynie z awangardowych rozwiązań. Kilka lat temu ciekawy artykuł ukazał się w lokalnym tygodniku „Przełom” z Chrzanowa. W Sylwestra 2014 r. w kancelarii komorniczej Marcina Musiała odbyła się licytacja zajętych przez niego alkoholi. Do kupienia było 11 butelek, głównie wódka, ale też koniaki. Licytacja zaczynała się od trzech czwartych oszacowanej wartości. Dziennikarze kupili więc wycenianą na 100 zł siedmiogwiazdkową metaxę za 75 zł. – Często się zdarza, że dłużnik to przedsiębiorca handlujący alkoholami. I tak jest w tym przypadku – tłumaczył Marcin Musiał.
Dziennikarz Łukasz Dulowski, który był wtedy na miejscu i opisał tę historię, mówi nam: „Na licytację mógł wejść każdy z ulicy. Za alkohol płaciło się gotówką. My potraktowaliśmy to jako taką lokalną ciekawostkę do opisania”. Zapytaliśmy o tę sytuację przewodniczącą krakowskiej izby komorniczej. Henryka Bednorz-Godyń wyjaśnia, że komornik nie ma prawa sprzedawać alkoholu u siebie w kancelarii podmiotom, które nie mają zezwolenia na sprzedaż alkoholu. W takiej licytacji mogą uczestniczyć wyłącznie ci z odpowiednią koncesją, jak np. właściciel hurtowni alkoholi albo sklepu monopolowego. Dziennikarz, który wtedy kupił w kancelarii Marcina Musiała alkohol, takiego zezwolenia nie miał.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.