Gdzie jest UE w obliczu epidemii?

Dodano:
Ursula von der Leyen Źródło: Newspix.pl / ABACA
Ja wiem, że Unia nie ma kompetencji w dziedzinie zdrowia i przekazuje miliardy Włochom w potrzebie. Wiem też, że kwestionując nieomylność strategii Brukseli wobec pandemii narażam się na zarzut powielania antyeuropejskiej propagandy z Rosji. Coś mi jednak mówi, że instytucje unijne jakoś bokiem obchodzą wirusa.

Pandemia jest zdarzeniem na tyle niezwykłym, że nie wystarczy wyliczanka uruchomionych programów pomocowych albo przerzucanie się traktatowymi zapisami, by udowodnić, że UE nie ma prawa mieszać się w ochronę zdrowia w krajach członkowskich. Złośliwi mogą powiedzieć, że są tematy, którymi Unia się interesuje i to nawet bardzo, mimo że też nie ma o nich słowa w traktatach. Jest w tych pretensjach pewna schizofrenia, bo ci sami często ludzie krytykują zarówno nadmierne mieszanie się UE w wewnętrzne sprawy państw członkowskich, jak i brak tego zaangażowania. I tak źle i tak niedobrze.

Na nic się jednak nie zda się automatyczne degradowanie każdego, kto zadaje sobie pytanie o miejsce unijnych instytucji w tym kryzysie, do poziomu pożytecznego idioty, łykającego pod popijania tezy suflowane z Kremla. Rzecz dotyczy kwestii znacznie mniej uchwytnych niż zestawienie sum w Excellu czy prawne dywagacje na temat kompetencji UE. Chodzi o pewien rodzaj empatii i symbolicznego choćby wsparcia dla państw członkowskich, które w widoczny sposób miotają się, nie wiedząc, jak wybrnąć z rozwijającego się w zawrotnym tempie kryzysu. Szeroko rozumiana Bruksela jest przecież świetna w stwarzaniu pozorów swojej omnipotencji i obudowywaniu ich krzepiącymi raportami, statystykami i prezentacjami w power poincie. Nie raz i nie dwa dawały one otuchę w trudnych sytuacjach, wyznaczając standardy pozytywnego myślenia.

Tego jako Europejczycy oczekujemy także i teraz. Znając traktatowe ograniczenia i cały skomplikowany kontekst, mamy poczucie, że nie trzeba było czekać aż tyle dni, żeby szefowa Komisji, Ursula von der Leyen wezwała państwa UE do dzielenia się zapasami medykamentów, potrzebnych do walki z koronawirusem. Niby to nic, a jednak tego oczekujemy przecież od instytucji: że obserwują sytuację, że reagują, wskazują kierunki, podpowiadają. Że gdzieś tam jest ta mityczna Bruksela, zdolna rozwiązać wszystkie nasze problemy. Że ambicje przywódcze dotyczą nie tylko sytuacji, które są wygodne, ale także tych, w których polityczna roztropność podpowiada, żeby raczej chować głowę w piasek i trzymać się z dala od nadciągającej nieuchronnie katastrofy.

Piszę to z lekkim przekąsem oczywiście, ale też nie bez wiary w siłę sprawczą unijnych instytucji. A już na pewno nie jako pożyteczny idiota Kremla, tylko zupełnie przeciwnie: jako zatroskany Europejczyk, na pohybel putinowskim trollom i wrażej, antyeuropejskiej propagandzie. Łączeniu z nią każdej krytyki, sprawia, że staje się ona samospełniającą przepowiednią.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...