Najnowsze dane. Tysiące Polaków do zwolnień grupowych, mniej miejsc pracy
Z danych zebranych przez nas z 15 spośród wszystkich 16 Wojewódzkich Urzędów Pracy widać, że już w marcu przedsiębiorcy odczuli skutki epidemii koronawirusa. Liczba zgłoszonych nowych miejsc pracy spadła o niemal jedną trzecią (brak danych z woj. dolnośląskiego), a łączna liczba miejsc pracy zagrożonych zwolnieniami grupowymi dobija do 8 tys. To jednak dopiero początek.
Zwolnienia grupowe w marcu
Zgodnie z prawem każdy pracodawca, który chce przeprowadzić zwolnienia grupowe w swoim zakładzie, musi zawiadomić o takim działaniu miejscowy urząd pracy. Warto podkreślić, że o tego typu zwolnieniach możemy mówić, gdy w okresie nie dłuższym niż 30 dni zwolnienie dotyczy:
- co najmniej 10 pracowników, gdy przedsiębiorca zatrudnia mniej niż 100 osób
- 10 proc. pracowników, gdy zatrudnia co najmniej 100 osób, ale nie więcej niż 300
- 30 pracowników, gdy firma zatrudnia co najmniej 300 osób
Każdy przedsiębiorca musi poinformować urząd pracy o ustaleniach dotyczących zwolnień, liczbie zwalnianych, a także czasie, w którym takie zwolnienia będą miały miejsce. Działania muszą zostać uprzednio skonsultowane z organizacjami związkowymi.
Jak wynika z danych ze wszystkich 16 wojewódzkich urzędów, w marcu 2020 r. w ramach zgłoszonych zwolnień grupowych zagrożone są miejsca pracy blisko 7757 osób. Najwięcej osób zostało wskazanych w wojewódzkie lubelskim (1907 osób), śląskim (1075 osób), a także wielkopolskim (1072 osoby).
Urzędy podkreślają, że coraz więcej firm podaje jako główną przyczynę redukcji właśnie skutki COVID-19. W województwie podkarpackim pracodawcy zgłosili od początku 2020 r. zamiar rozwiązania umów o pracę w ramach zwolnień grupowych dla 1 140 pracowników – w tym zwolnienia związane z koronawirusem dotyczyły ok. 60 proc. zgłoszeń.
Firmy, które planowały zwolnienie znacznej liczby pracowników, można było zaliczyć w większości do branży motoryzacyjnej. Można się domyślać, że przyczyną redukcji zatrudnienia jest ograniczenie zamówień ze strony kooperantów współpracujących ze zleceniodawcami, często zza granicy RP. Planowane zwolnienia będą obejmować również pracowników niektórych usług osobistych, rozrywki, turystyki lub działalności powiązanej z branżą kosmetyczną. – czytamy w przesłanym przez podkarpacki urząd komentarzu.
Niewiele lepiej jest na Mazowszu. W marcu 18 pracodawców zgłosiło zamiar grupowych redukcji zatrudnienia, zgłaszając 513 pracowników. Dla porównania w ubiegłym roku było to odpowiednio: 3 pracodawców i 124 pracowników.
Samo zgłoszenie nie musi oznaczać natychmiastowego zwolnienia. Jak pisaliśmy we „Wprost”, firma Black Red White zgłosiła w ramach zwolnień grupowych 1900 osób. Prezes w rozmowie z nami podkreślał jednak, że marzec był miesiącem dużej niepewności gospodarczej, nie było też pewności, jak potoczą się sprawy pomocy rządowej dla przedsiębiorstw.
Mniej ofert pracy
W marcu liczba nowo zgłoszonych do urzędów ofert pracy była o prawie jedną trzecią mniejsza niż lutym 2020 r. (brak danych z woj. dolnośląskiego). Ofert pojawiło się łącznie 70 128, w porównaniu z 99 844 miesiąc wcześniej. Największy liczbowy spadek (4,3 tys.) odnotowano w województwie śląskim, następnie w małopolskim (2,6 tys.) i mazowieckim (2,4 tys.).
Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan podkreśla, że tego typu trend jest zrozumiały, bo w marcu ogłoszono pierwsze obostrzenia, ale mówiono o nich już wcześniej. Dodaje też, że nie należy przywiązywać się zbytnio do danych i tworzyć sobie na ich podstawie wyobrażenia, bo jest zbyt dużo niewiadomych.
– Dzisiaj możemy pokazywać tylko kierunki, ale operowanie liczbami jest bardzo trudne. Mam kolegów, którzy pozamykali hotele. Nie wiedzą, kiedy będą mogli wrócić do działalności. Nie chodzi tylko o obostrzenia, ale o nowe trendy. Ludzie boją się kontaktów. Ważne jest to, kiedy przełamie się w nich lęk związany z kontaktem z innymi. Nie wiemy, jak będzie wyglądał ten powrót: czy np. w restauracjach wprowadzi się dystans i mniej stolików, czy ludzie będą chcieli mieszkać w pokojach hotelowych, czy może będą chcieli jadać w pokojach, a nie w bufetach restauracyjnych – mówi Mordasewicz.
Ekonomista zwraca uwagę na to, że dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć reakcji społeczeństwa, a z tym ściśle wiąże się temat zatrudnienia. Wskazuje jednak, że przedsiębiorcy będą robić, co mogą, żeby nie pozbywać się swoich załóg.
– Przedsiębiorcy, z którymi mam kontakt, mówili, że przez ostatnie lata były ogromne problemy z kompletowaniem załóg i duże koszty rekrutacji. Jak długo będą mogli, tak długo będą trzymali swoje załogi. To dlatego dane z Wojewódzkich Urzędów Pracy, dotyczące zwolnień, są tak śladowe. Same rozbieżności w szacunkach ekonomistów odnośnie tego, ile osób może stracić pracę, są tak duże, że ja bym się nimi nie sugerował. Jedni mówią o pół miliona zwolnionych osób, inni nawet o dwóch milionach. Kluczowe jest to, ile potrwa zamknięcie gospodarki. 4 miesiące zamknięcia mogą się okazać niezwykle trudne – podsumowuje Jeremi Mordasewicz.
Kwiecień będzie gorszy
Z zebranych danych z WUP wynika, że kwiecień pod względem zgłoszonych zwolnień grupowych będzie jeszcze gorszy od marca. Na Mazowszu tylko w ciągu pięciu dni – od 3 do 9 kwietnia – zamiar zwolnień grupowych już zgłosiło 12 pracodawców, zamierzających redukcją zatrudnienia objąć 969 pracowników. Jest to połowa liczby zgłoszeń dokonanych w całym kwietniu rok temu.
Na Podkarpaciu do 9. kwietnia zgłoszono 127 pracowników. – Najczęściej pojawiającymi się firmami planującymi redukcję części załogi, były firmy zależne od ilości zamówień z zagranicy. Zwolnienia dotyczyły głównie sektora produkcyjnego; ponieważ kwiecień jeszcze trwa – informacja ta może być niepełna. Należy jednocześnie pamiętać, że dotyczy tylko poziomu zwolnień grupowych, które pracodawcy zdecydowali się zgłosić do PUP – podaje Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.