Prezydent na cztery kadencje

Dodano:
Vigdís Finnbogadóttir, prezydent Islandii w latach 1980-96 Źródło: Ari Magg/Vigdís Finnbogadóttir Institute of Foreign Languages
Była pierwszą na świecie kobietą – prezydentem, a swoją funkcję pełniła przez… cztery kolejne kadencje. Takie rzeczy tylko na Islandii!

Jest uwielbiana i szanowana przez obywateli, niezależnie od poglądów politycznych. Zresztą nigdy nie była członkiem żadnej partii.

Gdy jako zafascynowany Islandią kilkunastolatek pierwszy raz trafiłem do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Islandzkiej w Warszawie, z portretu na ścianie spoglądała przystojna (jak mawiała moja babcia) kobieta przepasana szarfą. Niedawno Vigdís Finnbogadóttir obchodziła 90. urodziny, a Islandczycy pokazali, że o niej pamiętają.

Ojciec przyszłej prezydent był inżynierem budownictwa i wykładowcą akademickim, matka – zaangażowaną społecznie pielęgniarką. Po zdaniu egzaminu maturalnego w 1949 r. Vigdís studiowała literaturę francuską na uniwersytecie w Grenoble i na paryskiej Sorbonie, następnie historię teatru na uniwersytecie w Kopenhadze. Wróciła na Islandię, gdzie w dalszym ciągu zgłębiała języki obce. W tak zwanym międzyczasie wyszła za mąż za lekarza, ale po niecałej dekadzie małżeństwo się rozpadło.

Mimo to, w wieku 41 lat, adoptowała córkę. Był to pierwszy przypadek na wyspie, gdy samotnej kobiecie pozwolono adoptować dziecko.

Wybory w 1980 r. wygrała nieznacznie, ale szybko zdobyła uznanie także wśród tych, którzy nie oddali na nią głosu.

Ten niepozorny budynek w tle za kaplicą to Bessastaðir, siedziba prezydenta Islandii. Znajduje się nieopodal stolicy, na półwyspie Álftanes. Złośliwi mówią, że z jego okien prezydent widzi ponad połowę swoich obywateli.

Wcześniej była niepozornym, choć ambitnym pracownikiem Teatru Narodowego w Reykjaviku. Uczyła w szkole, prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Islandzkim, którego była absolwentką. Dorabiała jak autor tego tekstu: oprowadzając turystów. Z czasem zaczęła uczyć tej sztuki innych, zostając członkiem honorowym Stowarzyszenia Przewodników (posiada legitymację numer 1).

Choć nie była zaangażowana politycznie, w latach 60. i 70. dała się zwieść panującym na wyspie nastrojom antyamerykańskim (dziś historycy badają, na ile były one spontaniczne). W przekonaniu że robi to dla dobra kraju, brała udział w wiecach protestacyjnych przeciwko obecności wojsk amerykańskich na Islandii. Istnienie bazy amerykańskiej w Keflavíku było jednym z głównych tematów debaty politycznej na wyspie przez właściwie cały okres Zimnej Wojny (notabene piszę te słowa w jednym z budynków zamieszkanych dawniej przez żołnierzy USA).

Przypomnijmy, że Islandia była jednym z państw założycielskich NATO (a do dziś jest jedynym członkiem, który nie posiada armii!).

Zatem to w kierunku tej bazy zmierzała, wraz z setkami innych mieszkańców Islandii, młoda Vigdís, idąc 50-kilometrową drogą z Reykjavíku i wznosząc okrzyki: Ísland úr NATO, herinn burt (dosłownie: Islandia z NATO, wojska precz!). Fascynacja niebezpieczną ideologią szybko minęła, później jako pani prezydent unikała jasnych deklaracji jeśli chodzi o politykę międzynarodową, określając się jako pacyfistka i skupiając na promowaniu kraju, na kulturze i gospodarce (w tej kolejności).

Gdy w październiku 1986 r. cały świat obserwował słynne spotkanie na szczycie (w połowie drogi, zatem na Islandii) przywódców dwu mocarstw – prezydenta USA Ronalda Reagana i sekretarza generalnego KPZR Michaiła Gorbaczowa, jako prezydent-gospodarz nie pozostawiała jednak wątpliwości, po czyjej stronie jest jej sympatia.

Prezydent Islandii Vigdís Finnbogadóttir ucina pogawędkę z prezydentem Reaganem

O Islandii stało się wtedy głośno, choć miejsce wybrano również dlatego, że łatwiej tu zapewnić bezpieczeństwo, no a chętni do protestowania nie mieli szans tam dotrzeć. Tym bardziej, że decyzja zapadła nagle a Islandia przygotowała szczyt w zaledwie 10 dni! To taki mały kamyczek Islandii w procesie upadku komunizmu na świecie.

Po pierwszej kadencji Vigdís Finnbogadóttir była już tak popularna, że w 1984 i w 1992 r. nie miała żadnego kontrkandydata. Wybory w roku 1988 wygrała zdobywając… 94,6% głosów!

Piątej kadencji nie sprawowała tylko dlatego, że postanowiła oddać się swoim pasjom do języków obcych. Jest autorką wielu przekładów literatury francuskiej.

Gabinet prezydenta Islandii w rezydencji Bessastaðir

Rzadko się zdarza, by jakiś wydział czy instytut uniwersytecki został nazwany imieniem żyjącej osoby. Tymczasem w 2001 r. Instytut Języków Obcych Uniwersytetu Islandzkiego otrzymał jej imię. Była prezydent wciąż jest aktywna naukowo, pełni też funkcję ambasadora dobrej woli UNESCO, promując różnorodność językową i zachowanie dziedzictwa.

Z wizytą do Polski nigdy niestety nie dotarła, była jednak w Czechach w 1994 r. Czyżby wygrała pasja do teatru, którą dzieliła z Vaclavem Havlem?

Islandczycy to najwyraźniej krypto-monarchiści. 16 lat urzędowania nie jest rekordem na Islandii, następca Vigdís – Ólafur Ragnar Grímsson – pełnił swoją funkcję przez pięć kadencji. A wszystko wskazuje na to, że i obecny, Guðni Th. Jóhannesson, zostanie z Islandczykami na dłużej, bo wciąż nikt nie odważył się na start w wyborach. Aby zgłosić kandydata na prezydenta, trzeba zebrać co najmniej 1500, a maksymalnie 3000 podpisów. Guðniemu zajęło to... cztery godziny.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...