W piątek premiera „Eastern”. Mocny polski film. Okrucieństwo i ludzkie safari
„Długowłosa dziewczyna ubrana w żółtą kurtkę idzie przez osiedle domków jednorodzinnych. Niesie przewieszony przez plecy sztucer z gorącą jeszcze lufą, ale nikt nie zwraca na nią uwagi. Broń jest tak zwyczajnym rekwizytem jak hulajnoga, którą przemieszcza się po uliczkach. Naboje można kupić na stacji benzynowej. Co to za miejsce? Dlaczego mieszkańcy mogą do siebie strzelać? Czy historia, jaką opowiada w „Eastern” reżyser Piotr Adamski, rozgrywa się we współczesnej Polsce?
Różne już odpowiedzi padały na te pytania. Że przedstawiony w filmie sąsiedzki konflikt Kowalskich i Nowaków to odpowiednik podzielonej sceny politycznej. Że córki, główne bohaterki (w tych rolach Maja Pankiewicz i Paulina Krzyżańska), dostępując przywileju noszenia broni, wywracają patriarchalny porządek, a przywracają prawa należne kobietom. Że „Eastern” to nadwiślańska wersja opowieści o zemście i dochodzeniu sprawiedliwości na Dzikim Wschodzie. Że widzimy, jakie zło czai się za tęsknotą do tradycyjnych wartości narzuconych odgórnie i porządkujących życie społeczne według restrykcyjnych reguł.
– Nie spodziewałem się, że mój film może być tak pojemny, wszystkie te interpretacje są ciekawe, a zarazem żadna nie jest mi bliższa – ani ta feministyczna, ani ta o podzielonej Polsce – mówi reżyser Piotr Adamski, dla którego jest to debiut fabularny. – Tłumaczenie zostawiam widzom, bo gdybym interpretował własny film, to byłby dla mnie koniec zabawy. Na etapie twórczym działam intuicyjnie, bez kombinowania, na jaki odbiór liczę.
„Eastern” to okrutny, ale fascynujący z powodu swoich zero-jedynkowych reguł świat, do którego jest prosta instrukcja obsługi: honorowy kodeks stosowany pod groźbą kary śmierci.
Dzieci wysysają go z mlekiem matek, pozbawionych głosu w tej dystopii zupełnie jak kobiety z „Opowieści podręcznej”. Inspiracją dla twórców był XV-wieczny kanun, prawo zwyczajowe, którego echa wciąż jeszcze słychać w Albanii i które reguluje kwestie związane z honorem rodu. – Uderzyła mnie w tym kodeksie rytualność wendety, jak np. opieranie broni o głowę zastrzelonej osoby. Kiedy cykl się dopełnia, człowiek odzyskuje honor i wraca do społeczności jako jej pełnoprawny członek, musi jeszcze zapłacić od tego podatek. Czytałem o tym w książce Ismaila Kadare „Krew za krew” i wydało mi się to ciekawą, wielopoziomową metaforą tego, że nadal handluje się przemocą, nie tylko sprzedając broń, ale też obrazy przemocy. I nadal płacimy od tego podatki. To był moment, kiedy się zapaliłem do pomysłu.
Piotr Adamski depcze po piętach śmierci. W „Otwarciu” sprzed czterech lat (Srebrny Lajkonik dla najlepszego krótkometrażowego filmu fabularnego za „zdyscyplinowany wizualnie i emocjonalnie obraz”) ma ona twarz Zbigniewa Libery, artysty i performera wystawionego w galerii na publiczny widok jak żywy obraz. Widzimy człowieka leżącego na szpitalnym łóżku w agonalnym stanie. Zwiedzający przyglądają mu się, komentują.
– Fascynuje mnie łączenie odległych biegunów, elementów, które w rzeczywistości nie idą ze sobą w parze – geograficznie, czasowo, historycznie albo w jeszcze innym porządku. Tak jak umierający człowiek w galerii czy średniowieczny kodeks honorowy we współczesnej Polsce – mówi Piotr Adamski. – Powstaje wtedy coś, czego do końca nie znamy, ale co zazwyczaj wywołuje refleksję, niepokój albo ciekawość.
Ewa i Klara, przedstawicielki dwóch zwaśnionych rodów w „Eastern” też przełamują pewien porządek. Niczym dwie szekspirowskie Julie odmawiają udziału w sztafecie przemocy. Uciekają. Ale czy jest dokąd? I co zrobić z bagażem wychowania do życia w rodzinie, takiej jak Nowakowie czy Kowalscy?
„Eastern”, reż. Piotr Adamski, produkcja Studio Munka, Canal + Polska, SFP. Premiera 26.06
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.