Były wiceprezydent Gdańska ogłosił się prezydentem Polski. „Cała polityka jest dziś walką”
„Rzeczpospolita” przypomina, że w 2016 roku kilku entuzjastów na nowo powołało Królestwo Polskie, obierając za swojego króla Wojciecha Edwarda Leszczyńskiego. Samozwańczy monarcha tytułujący się imionami Leh XI Wojciech Edward I nie tylko zwołuje kolejne „sejmy”, ale również wydaje odezwy i edykty. Po tym, jak w maju nie odbyły się wybory prezydenckie, uznał, że urząd prezydenta pozostaje wolny. Tym samym rozpoczęto procedurę wybierania nowej głowy państwa, a ostatni „sejm” w Oliwie przyznał to stanowisko Włodzimierzowi Julianowi Korab-Karpowiczowwi.
Kim jest Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz?
Samozwańczy „prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego” jest naukowcem posiadającym habilitację z filozofii oraz tytuł profesora Uniwersytetu Opolskiego. Studiował na Oksfordzie, a jego zainteresowania skupiają się na historii filozofii, filozofii politycznej i społecznej oraz stosunkach międzynarodowych. Sprawował stanowisko wiceprezydenta Gdańska, znany też jest z publikacji artykułów na łamach „Do Rzeczy”.
W środę 5 sierpnia w serwisie YouTube pojawiło się „orędzie prezydenta in spe”, w którym samozwańcza głowa państwa zwróciła się do obywateli. – Szanowni państwo, drodzy rodacy. Z królewskiego miasta Gdańska, z Oliwy, z miejsca pokoju zwracam się do państwa z orędziem pokoju. Mamy ponad 30 lat doświadczeń demokracji – rozpoczął Korab-Karpowicz. – Widzimy coraz wyraźniej, że demokracja nie zawsze oznacza idyllę. Grozi nam niestabilność polityczna, grozi nam niezdolność do obrony żywotnych interesów Polski. Obserwujemy dryfowanie świata w nie wiadomo jakim kierunku – kontynuował.
Nie jest samozwańcem?
Samozwańcza głowa państwa została zapytana przez „Rzeczpospolitą” o swoje motywacje. Korab-Karpowicz podkreślił, że nie powinno się nazywać go „samozwańcem”. – To jest błędne podejście do tematu. Większość inicjatyw politycznych, które zmieniały naszą historię, miała cechy samozwańcze. Jaki tytuł miał Piłsudski, żeby mianować się naczelnikiem państwa? – pytał.
Rozmówca „Rz” przypomniał, że podczas czwartkowego zaprzysiężenia część posłów była nieobecna, a niektórzy przyszli w tęczowych maseczkach. – Cała polska polityka jest dziś walką, a obecny rok pokazuje, jak niestabilnym systemem jest demokracja. Należy więc się zastanowić, czy nie ma alternatywy w postaci bardziej stabilnego systemu politycznego – stwierdził. Podkreślił przy tym, że jest „prezydentem in spe” czyli „oczekującym”, więc jak na razie nie zamierza urzędować. – Gdyby pojawił się w Polsce jakiś konflikt, bezurzędzie, moja osoba mogłaby objąć taki urząd – wyjaśnił.