Ruszył proces PAP kontra Jacek Żakowski
W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył ten proces do 14 czerwca. Na ten dzień wezwano na przesłuchanie prezesa PAP Piotra Skwiecińskiego, redaktora naczelnego serwisów informacyjnych PAP Radosława Gila oraz samego Żakowskiego.
We wrześniu 2006 r. TVN wyemitowała w programie "Teraz my" nagrania z ukrytej kamery, w których ministrowie w Kancelarii Premiera Lipiński i Mojzesowicz rozmawiali z posłanką Samoobrony m.in. o jej propozycji przejścia do PiS w zamian za otrzymanie stanowiska w Ministerstwie Rolnictwa. Wywołało to wielkie poruszenie w świecie politycznym i opinii publicznej, a Beger zawiadomiła prokuraturę o próbie jej skorumpowania. Śledztwo w tej sprawie trwa.
Wkrótce potem w Radiu TOK FM dziennikarze rozmawiali o przykładach opóźniania przez media publiczne informacji niewygodnych dla władz. W tym kontekście Żakowski powiedział, że PAP o 3 godziny opóźniła nadanie depeszy o sprawie taśm Beger. Komentując to Tomasz Lis z Polsatu wezwał prezesa PAP do dymisji, uznając całą sprawę za kompromitację Agencji.
Kilka godzin później w TOK FM Skwieciński zapowiedział, że Agencja pozwie Żakowskiego "za wprowadzenie w obieg nieprawdziwej informacji". "Pierwsza depesza została nadana po godzinie i kilku minutach. Spóźniła się z powodu zawirowania informatycznego, a poza tym wiarygodność agencji prasowej jest ważniejsza od szybkości. Nie ma miejsca na to, by kosztem pośpiechu padła jasność depeszy" - mówił prezes PAP.
W pozwie o ochronę dóbr osobistych Agencja domaga się zamieszczenia przez Żakowskiego we wskazanych mediach przeprosin za podanie nieprawdziwych informacji, jakoby PAP spóźniła się z depeszą o 3 godziny oraz jakoby miało to być spowodowane motywami politycznymi. W pozwie mec. Grzegorz Rybicki podkreślał, że słowa Żakowskiego groziły "wyjątkowo szkodliwymi konsekwencjami" w postaci utraty wiarygodności serwisu PAP oraz straty kontrahentów abonujących serwis.
Radca prawny Krzysztof Pluta, adwokat Żakowskiego - który nie stawił się w sądzie - wnosił o oddalenie pozwu. Dowodził, że jego klient realizował tylko prawo do dopuszczalnej krytyki. Przypomniał, że Żakowski już wcześniej przyznał, że się pomylił, bo od momentu rozpoczęcia programu TVN do emisji pierwszej depeszy PAP minęły 2 godziny, a nie 3. Argumentował, że inne media wyprzedziły PAP z nadaniem informacji o sprawie.
"To czy chodzi o 2 czy 3 godziny jest mniej istotne; mój mocodawca nie wytoczyłby zapewne procesu, gdyby padł sam zarzut o powolności pracy Agencji. Pozwany sugerował jednak, że miało to związek z rzekomą dyspozycyjnością polityczną PAP" - replikował mec. Rybicki. Podkreślał, że od zakończenia programu TVN do nadania pierwszej depeszy PAP minęła nieco ponad godzina.
Sąd pytał adwokatów, czy możliwa jest ugoda. Mec. Rybicki nie wykluczył jej, czekając na ofertę strony pozwanej. Mec. Pluta nie widział jednak możliwości zawarcia ugody, bo jego klient uważa, że działał w granicach prawa, a przeprosił już za swą pomyłkę co do 3 godzin opóźnienia.
pap, ss