Poseł PiS został wolontariuszem. „Człowiek szybko nabiera pokory”
Poseł Porzucek wcześniej nie miał kontaktu z systemem ochrony zdrowia. Bywał jedynie, jak każdy z nas, pacjentem, ale do wejścia w nową rolę zmusiły go okoliczności. Na początku listopada dramatyczny apel o pomoc wyszedł ze Szpitala Specjalistycznego w Pile w woj. wielkopolskim. Personel placówki przetrzebiły przypadki zachorowań i przymusowej kwarantanny. Ratunku trzeba było szukać na zewnątrz.
Nieoficjalnie wiadomo, że odzew był mizerny, bo do pomocy zgłosiła się tylko jedna osoba. – Kiedy zobaczyłem ogłoszenie, nie zastanawiałem się długo. Pomyślałem, że się zgłoszę i oto jestem – w rozmowie z „Wprost” Marcin Porzucek podkreśla, że podejmowanie decyzji nie trwało długo. Sprawnie udało mu się też przejść szkolenie przygotowujące do pracy w szpitalu. Wszystko trwało około tygodnia.
– Poza przygotowaniami BHP i szkoleniem przeciwpożarowym, były oczywiście wszystkie potrzebne badania. Po zakończeniu trzeba było zdecydować, gdzie konkretnie chcę trafić – polityk mówi, że do wyboru było m.in. zajęcie polegające na przewożeniu leków ze szpitalnej apteki na różne oddziały. Najbardziej jednak brak rąk do pracy był odczuwalny na oddziale covidowym. – Czy się bałem? Oczywiście, że się bałem. Jeśli ktoś się nie boi, nie będzie miał pokory wobec tego, co się dzieje, a stąd już prosta droga do bagatelizowania sytuacji i wszystkich zaleceń – opowiada Porzucek. Pierwszy kontakt ze szpitalnym oddziałem dla chorych na koronawirusa miał niedługo po Święcie Niepodległości. Został salowym, a do jego zadań należy m.in. dezynfekcja pomieszczeń. Jak wygląda codzienność pomocnika na takim oddziale?
– Nasuwają się tu porównania wojenne. Tu każdego dnia naprawdę toczy się wojna o zdrowie i życie. Przed każdym przejściem ze strony „czystej” na stronę „brudną” przechodzimy dezynfekcję, przebieramy się, jakbyśmy zakładali mundur. Nastawiamy się też psychicznie, choć sam nie wchodzę na OIOM, gdzie trafiają najcięższe przypadki – polityk PiS mówi, że również na „jego” oddziale sytuacja wielu chorych zmienia się z godziny na godzinę. – Człowiek szybko nabiera pokory, kiedy widzi, że życie i śmierć tak bardzo się przenikają. Widząc tę cienką granicę, jeszcze bardziej doceniam poświęcenie lekarzy i pielęgniarek. Wielogodzinne dyżury w trudnych warunkach, z nie zawsze najnowszym sprzętem, bez możliwości zdjęcia kombinezonu. To nie jest łatwa praca – podkreśla Marcin Porzucek. Nie wie, jak długo jeszcze przyjdzie mu pomagać medykom, ale zapewnia, że zostanie tak długo, jak tylko będzie potrzebny. – Apeluję, żeby zgłaszać się do pracy, bo dodatkowe ręce na pewno się przydadzą. Kto chce, ten znajdzie tu drogę – podsumowuje poseł i dodaje, że w najbliższych tygodniach pomocą będzie też zdrowy rozsądek każdego z nas.
– Idą święta, później ferie i to normalne, że przynajmniej te pierwsze będziemy chcieli spędzić z rodziną. Tu nie pomogą najbardziej rygorystyczne obostrzenia, bo przecież nikt nie sprawdzi, czy jest 5 albo 6 dodatkowych osób przy świątecznym stole. Musimy pamiętać, że brak odpowiedzialności może być groźny nie tylko dla seniorów. Pamiętajmy o tym – mówi Porzucek na zakończenie rozmowy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.