„Poruszała się w osobliwym rozdwojeniu na siebie i kogoś”. Joanna Bator powraca w mistrzowskim stylu
Uhonorowanie Joanny Bator za książkę „Ciemno, prawie noc” nagrodą Literacką „Nike” sprawiło, że autorka przedostała się do literackiego mainstreamu. Na podstawie wyróżnionej książki powstał film w reżyserii Borysa Lakosza, co dodatkowo przyczyniło się do zbudowania jej popularności. Magdalena Cielecka wcieliła się w rolę Alicji Tabor, która po latach wraca do rodzinnego Wałbrzycha, aby stawić czoła mrocznej historii rodzinnej.
Historia zamknięta w czterech pokoleniach kobiet. Jaki jest szyfr?
Nie inaczej jest w przypadku „Gorzko, gorzko”, bo i tutaj głównym celem Kaliny jest poznanie szczegółów przeszłości swoich przodków i uzupełnienie ze strzępków informacji, skrywanych tajemnic i niewypowiedzianych pragnień – białych miejsc na mapie stworzonej przez cztery pokolenia kobiet.
Joanna Bator zastosowała ułatwiający czytelnikom zabieg i rozdziały, w których Kalina dzieli się kolejnymi historiami, nazwała imionami kobiet, których losy będą brane pod lupę. Każda z bohaterek stworzonych przez autorkę jest wyjątkowa na swój sposób, a jednocześnie trudno nie zauważyć, że łączy je ten sam cel – wszystkie szukają szczęśliwej miłości i wolności, swojego miejsca w życiu, a ich pragnieniem jest odkrycie, do czego są powołane i odnalezienie definicji swojego jestestwa.
Czytelnik zostaje wrzucony w wir wydarzeń, które naznaczyła zbrodnia dokonana przez Bertę – Bertę, która wychowywała się bez matki, za to w towarzystwie ojca, któremu rozwój wędliniarskiego biznesu przysłonił oczy. Dziewczynka zamknięta w znienawidzonej rzeczywistości, stojąc przy kuchennym blacie, marzy o czymś niezwykłym, a nie tak przyziemnym jak rozbieranie świni i towarzyszące temu ojcowskie rytuały, które znosi z obrzydzeniem.
„Poruszała się w osobliwym rozdwojeniu na siebie i kogoś”
Córką Berty jest Barbara, której los nie oszczędza i już po urodzeniu ma pod górkę. Nie znajdzie na długo ukojenia w objęciach wymarzonego partnera, a satysfakcję przyniesie jej kolekcjonowanie zbędnych rzeczy, których ranga będzie w jej oczach nie do podważenia. Przedstawicielką kolejnego pokolenia jest Violetta, która żyje ciągle w biegu i w nadziei na ziszczenie się niespełnionych marzeń, których projekcję nie jeden raz odtwarzała w głowie, dopracowując szczegóły. A Kalina powróci na Dolny Śląsk, aby rozszyfrować to, co niedopowiedziane i raz na zawsze rozliczyć się z przeszłością.
„Babciu, czujesz czasem, jakbyś była tu i gdzie indziej?, zapytało dziecko i Barbara przez ułamek sekundy znów była w stawie pełnym nenufarów i trupów, przez który brnęła, nie posuwając się do przodu, ku domowi stojącemu między drogą z torami. Kalina wyraziła dokładnie to, co czuła, bo to pytanie wciąż dźwięczy w mojej głowie. Poruszała się w osobliwym rozdwojeniu na siebie i kogoś, czyim życiem musiała żyć podskórnie, niepewnie, kulejąc i krztusząc się czymś, czego nie da się wypluć” – czytamy we fragmencie „Gorzko, gorzko”.
Żonglowanie czasem i „szydełkowanie” historii
Joanna Bator wykazuje się pisarskim kunsztem. Autorka z niezwykłą pieczołowitością kreuje świat czterech bohaterek, a aby dodać im kolorytu opisywane losy szpikuje i nadziewa wieloma szczegółami, które sprawiają, że portrety kobiet są pełne i oszlifowane. Joanna Bator „szydełkuje”, aby spiąć wszystko w całość, z której czytelnik nie chce stracić nawet słowa. Pisarka dodatkowo żongluje czasem, tworząc nielinearną opowieść, w którą zabiera swoich odbiorców. Autorka nie przejmuje się również powszechnie przyjętą formą zapisu dialogów, co dla wielu osób może być pewnego rodzaju zaskoczeniem.
Streszczenie zamknięte w tytule
Historia zawarta na łamach „Gorzko, gorzko” jest opisana z perspektywy kobiet. Mężczyźni są albo nieobecni, albo są przyczyną negatywnych emocji i kolejnych dramatów. Ten drugi biegun stworzony przez tych, którzy dopełniają historię Berty, Barbary, Violetty i Kaliny, jest jednak równie ważny. To ich zachowania odciskają swoje piętno na bohaterkach, które zostają postawione niejednokrotnie w tragicznych sytuacjach.
Joanna Bator ma niezwykłą zdolność do używania określeń, których nie trzeba precyzować. Nadaje swoim bohaterom pewnego rodzaju „przydomki”, które sprawiają, że czytelnik błądząc po omacku, odbiera je niczym tajne sygnały, a w jego mózgu rozrysowuje się zarys postaci. Tak jest m.in. w przypadku Violetty przez „v” i dwa „t”.
Pisarka przedstawia ciągłą gonitwę myśli i pragnień głównych bohaterek, które niestety pozostają jedynie w sferze wymysłów. A żaden rozpisany akt scenariusza na życie nie toczy się zgodnie z planem i zaczyna się wydawać, że można wybierać jedynie między rodzajami nieszczęść spadającymi na coraz niżej noszoną głowę. Bohaterki Joanny Bator to kompilacja niewypowiedzianych marzeń, które zostały przekreślone przez czyjeś decyzje, przypadek czy zrządzenie losu. Wartość dodaną stanowi z pewnością fakt, że chociaż zapewne w mniejszym natężeniu, to w tych rozterkach czytelnik może odnaleźć cząstkę siebie. I też pragnie, żeby w końcu wzbić się na to, wydawać by się mogło, nieosiągalne Kilimandżaro.
„Gorzko, gorzko” na długo zapadnie mi w pamięć. Myślę, że za jakiś czas wrócę do historii, która rozpoczyna się od Berty Koch, a kontynuowały ją kolejne pokolenia kobiet o nazwisku Serce. Ciekawym doświadczeniem byłoby powtórne zapoznanie się z losami tej rodziny, tym razem przypominając sobie historię zapisaną w rozdziałach tylko jednej bohaterki.
Kropką nad i, a jednocześnie niezwykle subtelnym wykończeniem książki, jest przepis, który autorka zamieściła, niejako mrugając do bohaterów, dla których kulinaria – chociaż w przerażający sposób – stanowią pewnego rodzaju główny składnik tej historii. A tytuł książki sam w sobie mógłby stanowić najkrótsze podsumowanie losów Berty, Barbary, Violetty i Kaliny, bo nie ma nic wspólnego z nieco przaśnym sformułowaniem wykrzykiwanym na weselach.