Historia seryjnego mordercy z Warszawy. Tak działał popularny „Wampir”
„Wampir z Warszawy”, który ukazał się na rynku nakładem wydawnictwa LIRA, to efekt śledztwa Jarosława Molendy. „Autor przewertował akta IPN, notki milicyjne, protokoły przesłuchań, a także literaturę fachową dotyczącą przestępstw na tle seksualnym. Dzięki temu powstał przerażający portret seryjnego mordercy. Nie miał on tylu ofiar na sumieniu, co późniejsi bandyci określani tym mianem, ale dokonane przez niego zbrodnie wystarczyły, by na dobre przerazić warszawianki, które przeżyły 60 dni terroru” – czytamy w opisie książki.
Merytoryczna wartość książki
Autorowi należy oddać, że dobrze przygotował się do opisania historii Tadeusza Ołdaka. Książka obfituje w zapisy przesłuchań, dokumenty z sekcji zwłok czy korespondencję, która rzuca światło na dochodzenie w sprawie seryjnego mordercy, który terroryzował mieszkanki stolicy w latach 50. ubiegłego stulecia. Dodatkowej wartości nadają oryginalne cytaty z zeznań obrazujące specyfikę ówczesnego języka, który dla dzisiejszego czytelnika może wydawać się trudny w odbiorze.
Molenda nie tylko opisał śledztwo w sprawie „Wampira z Warszawy”, ale również przemycił przy okazji ciekawostki na temat życia powojennej stolicy. Książka pełna jest dygresji, które niekiedy nie wnoszą wiele do samej opowieści, ale stanowią za to ciekawe uzupełnienie rysu historycznego. Nie zabrakło również historycznych zdjęć i dogłębnej analizy metod stosowanych przez milicjantów.
Po książkę Molendy powinny sięgnąć przede wszystkim osoby interesujące się tematem seryjnych morderstw. Autor posiłkował się licznymi, merytorycznymi opracowaniami, adaptując je na potrzeby konkretnego przypadku Ołdaka. Razem z czytelnikiem zastanawia się, jakie motywacje stały za czynami „Wampira z Warszawy” i na ile są one powtarzalne w przypadku innych zabójców.
Są też mankamenty
Małe kontrowersje może budzić język używany przez autora. O ile książka jest spójna i nie razi błędami stylistycznymi, to niektóre potoczne wtrącenia typu „za diabła nie mam pojęcia” mogą zostać uznane za niedopuszczalne w literaturze. Molendę broni jednak fakt, że jest to swego rodzaju reportaż, w którym stosowanie wysokolotnych zwrotów byłoby nachalne i zbędne. Niestety na kartach tej pozycji nie zabrakło także nawiązań do współczesnych procesów dotyczących aktywistów LGBT czy uczestników Marszu Niepodległości, co nie tylko nie wnosi nic do historii, a wydaje się być niepotrzebnym manifestem autora.
Małe niedociągnięcia nie zmieniają faktu, że „Wampir z Warszawy” to pozycja intrygująca i wnosząca wiele do wiedzy na temat polskich seryjnych morderców. To w końcu też odważny krok w wykonaniu autora, ponieważ Ołdak do tej pory był postacią stosunkowo mało znaną. Molenda zaryzykował wkładając duży nakład pracy w dzieło, któremu nie można odmówić wartości, dzięki czemu poniesione ryzyko wydaje się być opłacalne. To jednak ocenią czytelnicy, którzy sięgną po książkę wydawnictwa LIRA.