Knajpy dla zaszczepionych, inni popiją na murku
W Polsce osoba lat 59 wpisując swój PESEL do jednego z szczepionkowych kalkulatorów dowie się, że na szczepionkę liczyć może za ponad 500 dni. Trwa zamieszanie, a nawet walka, które grupy powinny być szczepione szybciej i czy zaszczepionym mają przysługiwać jakieś szczególne prawa.
Problem medyczny poszerzył wyraźnie swój kontekst o społeczne, etyczne, ekonomiczne, a nawet polityczne wymiary. Od początku wiadomo było, że problem staną się koronasceptycy i antyszczepionkowcy, zwani też płaskoziemcami. W Polsce liderką tego ruchu stała się Edyta Górniak, znana kiedyś piosenkarka, której wyraźnie, jak tlenu choremu na COVID, potrzebne jest istnienie w mediach, w kontekście nawet absurdalnym.
O szczepionki warto walczyć
Antyszczepionkowców jest cywilizowanym świecie zadziwiająco dużo, ale cywilizowany, uznający prawa obywatelskie świat musi utrzymać dobrowolność szczepień. Co najwyżej można szczepienia promować, pokazując autorytety czy ikony popkultury. Akcja szczepień celebrytów na Warszawskiem Uniwersytecie Medycznym to towarzyski, nieudolny skandal. Tym niemniej może przyniesie edukacyjny efekt. Jeśli znani i przez wielu cenieni posuwają się do takiej rozpaczliwej kompromitacji, to znaczy, że o szczepionkę warto się bić, używając nawet ciosów poniżej pasa.
Swojego czasu minister zdrowia Adam Niedzielski napomknął o ograniczeniu dostępu do niektórych publicznych świadczeń zdrowotnych dla osób, które nie chcą się zaszczepić. Temat nie wywołał szerszej dyskusji, bo teraz problemem są ci, którzy chcą, ale nie mogą. Ale temat restrykcji dla płaskoziemców z pewnością wróci, tak jak teraz zaczęła się dyskusja, czy osoby zaczepione powinny być zwolnione z reżimu sanitarnego.
Na niedawnym spotkaniu przedstawicieli Unii Europejskiej premier Grecji Kyriakos Mitsotakis zaproponował powrót do swobodnych podróży zagranicznych, które warunkowane miałyby być okazaniem jednolitego, transgranicznego certyfikatu szczepienia przeciw COVID-19. Chodzi o tzw. paszport immunologiczny. Propozycja nie została rozpatrzona, przeważył bowiem głos, że nie wiemy nawet, czy zaszczepieńcy, pomimo własnej odporności, mogą nadal przenosić wirusy na innych.
Kto wejdzie do restauracji
Pewnie niedługo będziemy to wiedzieli, a także to, jak długo osoba zaszczepiona jest bezpieczna dla siebie i dla otoczenia. Co wtedy? Problem stanie naprawdę realny i wrażliwy. Czy mamy dzielić ludzi wprowadzając segregację medyczną? Czy osoby zaszczepione będą mogły swobodnie podróżować, jeździć na nartach, nie nosić maseczek? Czy tylko one będą wpuszczane do galerii handlowych, na baseny, na siłownie? Czy otworzą się kawiarnie i restauracje dla zaczepionych, a pozostali jeść będą hot doga z Żabki na pobliskim murku, patrząc jak przechodnie omijają ich szerokim łukiem, niczym trędowatych?
W tych otwartych knajpach gościliby seniorzy, lekarze, przewlekle chorzy. Później dołączą mundurowi i nauczyciele, może księża i zakonnicy. Prokurator nie napije się z adwokatem i sędzią. Dwaj ostatni, póki co, popiją w domu lub w lesie. Taki widok, taki świat niestety wydaje się prawdopodobny.
Ale czy sprawiedliwy, etyczny, sensowny społecznie i ekonomicznie? Ekonomicznie pewnie tak. Jeśli można coś bezpiecznie luzować, zaspakajać podażą zablokowany teraz popyt, to ma to sens. Ożywi gospodarkę, która finansuje walkę z pandemią, w tym właśnie masowe szczepienia. Sensu społecznego też można się doszukać. Przecież od zawsze nie wszystkie grupy miały dostęp do wszelkich dóbr. Powody były rozliczne, teraz dojdzie medyczny.
Wymiar etyczny owej segregacji jest najbardziej kontrowersyjny. Zwłaszcza, że nie mamy jednego wspólnego zbioru etycznych zasad. Do których się odwołać? Indywidualizmu i liberalizmu czy kolektywizmu i solidaryzmu społecznego? To będzie, nawet już jest, temat burzliwych dyskusji na argumenty z różnych, nawet sprzecznych w tym przypadku dziedzin wiedzy. Decyzje zaś podejmować będą politycy, a dla nich poparcie wyborcze ma najwyższy priorytet.
Płacisz albo do kolejki
Jest obawa granicząca z pewnością, że nie będzie tu dobrych decyzji. Jedyna szansa to uwolnienie rynku szczepień. Szczepionka jest darmowa i rozprowadzana centralnie. Od tego musiało się zacząć, w innym przypadku oznaczałoby to niewypełnienie konstytucyjnego zobowiązania państwa i de facto jego abdykację. Ale przecież konstytucyjne zobowiązanie, mówiące o powszechnej i nieodpłatnej dostępności do publicznej służby zdrowia istnieje, a na boku funkcjonuje coraz szerszy medyczny sektor prywatny.
Nikt się specjalnie nie burzy faktem, że za pieniądze możesz szybciej i lepiej wyzdrowieć, nawet przedłużyć sobie życie. Na endoprotezę biodra czekać będziesz latami, często nie mogąc pójść na spacer, a nawet wyjść po schodach z mieszkania. Analogia do szczepień odległa, a jakaś tam jest. Zwłaszcza, gdy chodzi o perspektywę długiego oczekiwania na usługę medyczną. Jeśli masz już dość obostrzeń, chcesz w miarę normalnie funkcjonować, za własne pieniądze miej możliwość zaszczepić się w prywatnej placówce. Zjesz lunch i napijesz się wina na białym obrusie. Z twojej decyzji wszyscy skorzystają. Nie podoba ci się takie rozwiązanie, czekaj w kolejce i nie marudź.
Od razu wyprzedzę krytykę i hejt, że jako liberał chcę czyjąś babcię pozbawić szczepionki, kupując ją sobie prywatnie, jak za PRL-u dżinsy w Peweksie. Absolutnie nie to jest zamiarem. Pula unijnej, państwowej dystrybucji nie może ulec zmniejszeniu poprzez zakupy przez prywatne przychodnie i kliniki. Choć, to rynek specyficzny, w dużej części słusznie regulowany pozwoleniami, miejmy nadzieję, że i tu popyt zrodzi podaż i produkcja szczepionek przyspieszy tempa, gdy zgłoszą się prywatni dystrybutorzy. Z korzyścią także dla państwowego systemu szczepień.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.