Tajemnicze zaginięcie dziennikarza. Nowe fakty w sprawie sprzed 24 lat

Dodano:
Sąd, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Zolnierek
W kwietniu 1997 roku 29-letni dziennikarz z Sanoka Marek Pomykała wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Od niemal 24 lat nie udało się rozwiązać zagadki jego zaginięcia, jednak nowi świadkowie rzucają światło na wydarzenia sprzed blisko ćwierć wieku. Oskarżenie pada na emerytowanego policjanta Tadeusza P. Szczegóły śledztwa opisuje lokalny serwis „Super Nowości”.

Opisywane przed „Super Nowości” wydarzenia rozegrały się 29 kwietnia 1997 roku. 29-letni dziennikarz z Sanoka Marek Pomykała wyszedł z domu późnym wieczorem i ślad po nim zaginął. Przed wyjściem z domu wykonał kilka telefonów, w tym dwa do ówczesnych szefów wojewódzkiej policji. Do dziś nie wiadomo, na jaki temat rozmawiano. Do dziennikarza dzwoniono również z dwóch barów w mieście, ale i tu nie wiadomo nic więcej.

Następnego dnia odnaleziono samochód młodego dziennikarza – znajdował się przed zaporą w Solinie. Jezioro przeszukano, ale ciała nie znaleziono. Taki stan rzeczy utrzymuje się do dziś.

Początkowo sprawę zakwalifikowano jako samobójstwo, ponieważ dziennikarz miał w przeszłości epizody samobójcze i leczył się psychiatrycznie. Jak jednak informuje serwis, w sprawie pojawiły się nowe okoliczności, które mogą pomóc w rozwiązaniu zagadki zaginięcia Marka Pomykały.

Nowi świadkowie obciążają emerytowanego policjanta Tadeusza P.

Chodzi o nowych świadków. Niektórzy z nich zgłosili się już w 2014 roku, jednak prokuratura z Rzeszowa umorzyła śledztwo stwierdzając, że nie ma wystarczających powiązań między dziennikarzem a oskarżanym o jego zamordowanie policjantem.

Po nagłośnieniu sprawy przez media, zgłosił się jednak kolejny świadek, nowe światło na sprawę rzuciła również była żona emerytowanego policjanta i dzięki temu śledztwo ruszyło na nowo. Tym razem prowadzi je prokuratura z Krakowa.

Zdaniem pojawiających się w sprawie świadków, Marek Pomykała miał informację na temat wypadku, do którego doszło w latach 80. Sprawcą śmiertelnego potrącenia był policjant Tadeusz P., który swoją winę zatuszował. W ubiegłym roku Tadeusz P. rzeczywiście przyznał się do spowodowania wypadku po pijanemu i śmiertelnego potrącenia 40-letniego mężczyzny, jednak nie poniósł żadnych konsekwencji, gdyż sprawa uległa przedawnieniu.

Motyw zbrodni

Świadkowie przekonują jednak, że w latach 90., gdy sprawa mogła negatywnie wpłynąć na karierę policjanta, dowiedział się o niej właśnie Pomykała. Sprawa ta ma jeszcze drugie, mroczne dno. O pomoc w tuszowaniu wypadku P. prosił młodego policjanta. Ten mu odmówił, a trzy tygodnie później w tajemniczych okolicznościach zaginął. Jego ciało wyłowiono później z Soliny. Była żona i kochanka Tadeusza P. zeznały, że przyznał się w rozmowie z nimi do zabicia policjanta i dziennikarza. Motywem zabicia obu miała być obawa, że sprawa spowodowania śmiertelnego wypadku wyjdzie na jaw.

„Mój były mąż to człowiek bezwzględny, zły i niebezpieczny. W domu trzymał broń, którą mi groził. Jest nieobliczalny, mimo że już nie jesteśmy razem, do dzisiaj się go boję i staram unikać. Miał motyw, aby zabić Pomykałę. Bardzo możliwe, że to zrobił” – mówi w rozmowie z „Super Nowościami” była żona P., z którą redakcja nawiązała kontakt.

Źródło: WPROST.pl / "Super Nowości"
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...