Fundusz Odbudowy. Bój o ratyfikację i notyfikację
Gdy słyszymy o pięciu krajach, w których nie ma jeszcze ratyfikacji Unijnych Zasobów Własnych (Funduszu Odbudowy - przyp. red.), to trzeba dodać dwa kraje, które jeszcze nie notyfikowały tegoż programu. To Finlandia i Estonia. Państwa, które nie zakończyły jeszcze procesu ratyfikacji to Holandia, Austria – w więc dwa państwa „starej Unii”, czyli dawnej „piętnastki”, oraz trzy kraje „nowej Unii”: Polska, Węgry i Rumunia.
Według unijnych dyplomatów, co najmniej dwa kraje zakończą proces ratyfikacji później niż Polska.
Będą to Holandia, skądinąd jeden z najbogatszych krajów UE, jeden z dwóch największych beneficjentów strefy euro (obok Niemiec) oraz z kolei jeden z najbiedniejszych krajów UE – czyli Rumunia.
Nie uważam, że będzie dziura w niebie, jeśli Polska nie ratyfikuje Zasobów Własnych lada moment. Wcale nie musimy być krajem „numer 21”. Choć też nie powinniśmy być ostatnim państwem Unii Europejskiej, które to uczyni.
W swoim czasie prezydent Lech Kaczyński, mimo zastrzeżeń wobec Traktatu Lizbońskiego, po wprowadzeniu zapisu o opóźnieniu jego wejścia w życie na podstawie tzw. „protokołu z Joaniny”, uznał, że należy zakończyć proces ratyfikacji nad TL właśnie nie jako ostatni kraj członkowski, ale przed Czechami i… Niemcami!
Bo to Berlin wówczas poganiał inne kraje do przyjęcia ratyfikacji Traktatu z Lizbony, a sam – na skutek zastrzeżeń swojego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe – tego długi czas nie robił.
To już przeszłość, lecz sytuacja lubi się, przynajmniej w jakiejś mierze, powtarzać.
Wracając do ratyfikacji: nie uważam, że to sprawa kluczowa. Przypomnę jednak, że ta sama opozycja, która teraz to opóźnia, korzystając z wybiegów formalno-prawnych i kruczków legislacyjnych, przedtem grzmiała, że rząd powinien jak najszybciej to wprowadzić przed Sejm, bo to wstyd, że inne kraje to zrobiły, a my nie, i to nie wypada, aby Polska była na szarym końcu.
Ów argument „bycia prymusem” w polityce międzynarodowej – i nie tylko w niej – jest chybiony.
Jednak, o ile merytorycznie czas tej ratyfikacji nie ma decydującego znaczenia, o tyle PR-owo opozycja zakiwała się niemal na śmierć, bo opinia publiczna nie zrozumie dlaczego coś, co było kiedyś bardzo pilne, nagle, o dziwo, pilne być przestało.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.