Ustawy giną w pudłach marszałka
Marszałek nie łamie prawa, ale zdaniem opozycji narusza parlamentarne obyczaje. Jeśli projekt ustawy leży w Sejmie dłużej niż trzy miesiące, to zaczyna trącić myszką. - 90 dni to wystarczający termin na wszelkie konsultacje, analizy i opinie prawników. Po tym czasie projekt powinien trafić w sejmowa maszynerię - twierdzi Marek Borowski, były marszałek Sejmu. Tymczasem kilkadziesiąt projektów od miesięcy zalega w biurku marszałka, czeka na opinię rządu, termin pierwszego czytania albo ekspertyzy z Biura Analiz Sejmowych. Część projektów utknęła też w sejmowych komisjach.
- Sytuacja jest beznadziejna, a my jesteśmy bezradni - mówi Julia Pitera z Platformy Obywatelskiej. Jej zdaniem, marszałek Jurek alergicznie reaguje na sama myśl, że pomysł opozycji może być dobry - Jeśli coś nie jest nasze, to z założenia jest złe. Do tego dochodzi brak wizji państwa. Rządzenie PiS polega na bieżącym reagowaniu - twierdzi posłanka PO.
Podobnego zdania jest Zbigniew Chlebowski z PO. - Marek Jurek powinien mocno uderzyć się w piersi. Nie ma najmniejszego powodu, by dobre projekty miesiącami czekały na swoją kolej. Tym bardziej że część z nich w między czasie traci na ważności. Bo coś, co jest ważne dzisiaj i za miesiąc, za pół roku może być nieaktualne - ucina poseł PO.