Uczestniczki Powstania uderzają w Bąkiewicza. „Nie mają prawa, żeby nosić nasze symbole”
Wanda Traczyk-Stawska, uczestniczka Powstania Warszawskiego w trakcie niedzielnej prounijnej demonstracji w Warszawie była zagłuszana przez kontrmanifestację narodowców, na czele z Robertem Bąkiewiczem. W „Faktach po Faktach” na antenie TVN24 stwierdziła, że mogłaby się spotkać z Bąkiewiczem, ale pod jednym warunkiem.
– Z każdym mogę rozmawiać, kto czuje się patriotą. On też się czuje. Ale zapytałabym się, jaka ma armię, ilu ma ludzi, jak dobrze wyposażoną? Bo w unii jest nas 400 milionów i wojsko możemy wystawić w odpowiedniej proporcji. A on ile ma milionów? – pytała Traczyk-Stawska, sugerując w ten sposób, ze obecność w Unii Europejskiej chroni nas przed agresją ze wschodu.
Traczyk-Stawska o narodowcach: Ich patriotyzm jest wypaczony
Uczestniczka powstania przyznała też, że słowa i zachowanie Bąkiewicza w czasie demonstracji nie obrażało jej, a wyłącznie wywołało wściekłość. – Mnie nic nie może obrazić, bo ja reprezentuje nie tylko siebie, ale też moich kolegów, moich przyjaciół, którzy polegli i zapłacili za wolność najwyższą cenę – mówiła Traczyk-Stawska. – Ich patriotyzm jest wypaczony, on nie ma racji bytu. Patriotyzm nie polega na tym, że się gada, że się pokazuje, że ma się bicepsy, że się nawet nie potrzebuje szczepić z tego tytułu, bo się nie zachoruje nigdy – dodała.
Weteranka Powstania zarzucała też, że państwo wspiera finansowo stowarzyszenie Bąkiewicza. – Jeśli w naszym państwie brakuje pieniędzy przede wszystkim na tych najsłabszych, na niepełnosprawnych, ale także na szpitale w czasie pandemii – wymieniała Traczyk Stawska. – Mnie najbardziej oburza to, że pieniądze, które są nasze, władze nie rozdzielają według sprawiedliwości i potrzeb narodu, ale według swojej propagandy – dodała.
Dalej krytykowała też Bąkiewicza. – Dla mnie Bąkiewicz jest człowiekiem, który… nie mogę nawet tego ze złości dobrze sformułować. Jak można takiemu człowiekowi, który jest nieodpowiedzialną osobą, bo trzyma w jednej ręce różaniec, a w drugiej kij, żeby bić. A teraz dostaje w reke pistolet, żeby strzelać. Do kogo? Do wróbli? Czy do nas, wtedy kiedy będziemy nieposłuszni? – pytała. – Jestem żołnierzem i mam pełną świadomość tego, po co się tworzy takie hordy, które mają pilnować… Bo widziałam je w Niemczech – stwierdziła.
Przedpełska-Trzeciakowska: To była drwina
Inna z uczestniczek Powstania Warszawskiego, Anna Przedpełska-Trzeciakowska przyznała, że gdy słyszała słowa swojej koleżanki skierowane do Bąkiewicza, to miała ochotę krzyczeć wraz z nią. Powiedziała też, że zachowanie było też drwiną z uczestników demonstracji, bo głośniki narodowców stanęły w miejscu, gdzie w czasie stanu wojennego sama Przedpełska-Trzeciakowska przygotowywała paczki dla więźniów.
– Ja chciałam w jakiś sposób przekazać panu Bąkiewiczowi, że jak wyjdziemy z Unii, jak nas wyrzucą, i jak on może pójdzie do więzienia, bo się mogą zmienić okoliczności, to ja też pojadę do niego z paczką. Bo takie przyjęliśmy kiedyś zasady – mówiła Przedpełska-Trzeciakowska.
Uczestniczka Powstania Warszawskiego przyznała też, że obie spotkały się we wtorek z Donaldem Tuskiem. – „Ale narozrabiałyście”. Nie powiedział tego dokładnie, ale z jego słów to wynikało – przyznała Przedpełska-Trzeciakowska.
„Nie mają żadnego uprawnienia, żeby nosić nasze symbole”
Z kolei Traczyk-Stawska przyznała, że martwiła się, że „przedobrzyła”
– Sama nie przewidywałam, że będę miała do czynienia z takim chamstwem. Jeżeli oni uważają, ze oni mają prawo nosić nasze symbole, to niechże się zachowują tak jak my. A jak nie, to precz! Oddać nam to. Nikt nie ma prawa, póki nie umie zachować się, jak moi koledzy i koleżanki – mówiła wzburzona Traczyk-Stawska. – Ile dzieciaków za tę kotwicę zapłaciło życiem… Żeśmy na ścianach malowali Polskę Walcząca. I oni nie mają żadnego uprawnienia do tego z naszej strony, żeby nosić nasze symbole – dodała.