Sprawa Sławomira Nowaka. Pojawił się wątek byłego ministra sportu

Warszawska prokuratura oskarża Sławomira Nowaka o przyjęcie 6,5 mln zł korzyści majątkowych, żądanie kolejnych 4,5 mln 500 i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Przeciwko byłemu ministrowi transportu i szefowi ukraińskiej agencji drogowej jako tzw. mały świadek koronny zeznaje dawny przyjaciel polityka. Naprowadzając śledczych na kolejne interesy Nowaka, miał także naświetlić kwestię niejasnych rozliczeń z innymi politykami.
„Rzeczpospolita” pisze m.in. o pustych kartkach formatu A4 z podpisami byłego ministra sportu Sławomira Drzewieckiego, które w 2020 roku znaleziono w domu Sławomira Nowaka. Liczący na złagodzenie kary Jacek P. miał powiedzieć śledczym o rozmowie z Nowakiem, który zdradził mu, że Drzewiecki ma jego pieniądze za „stare ustalenia, stare biznesy”. – Kwotę, jaką Drzewiecki był dłużny Nowakowi, Nowak określał jako nie mniej niż 600 tys. zł, a czasami mówił o 800 tys. zł. Nowak liczył to jakoś na palcach, tak jakby liczył jakieś raty – miał przekazać śledczym informator.
Drzewiecki potwierdził autentyczność podpisów
„Rz” dowiedziała się też, że przesłuchiwany w charakterze świadka Drzewiecki wypadł się jakichkolwiek interesów z Nowakiem. Podkreślał, że miał działkę i chciał tam zbudować osiedle, a gdyby znalazł inwestora, to „Sławek chciałby odkupić ode mnie 10 proc. działki i wszedł w planowaną inwestycję”. Miała to być jednak tylko „luźna rozmowa” i do realizacji pomysłu nigdy nie doszło.
Drzewiecki miał potwierdzić autentyczność swoich podpisów na kartkach znalezionych u Nowaka. Wyjaśniał, że w taki sposób funkcjonowało jego biuro: dawał podpisane kartki swojej sekretarce, a ta sporządzała na nich pisma. Nie potrafił jedynie wyjaśnić, jak takie kartki mogły trafić do Sławomira Nowaka. Mówił, że mogło do tego dojść „przez przypadek”.