Kryzys na granicy. Aktywistka apeluje do polskich władz. „Czego rząd spodziewał się w tym momencie?”
Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy jest wyjątkowo napięta. W sieci pojawia się coraz więcej nagrań, na których widać duże grupy migrantów w okolicach Kuźnicy. Rządzący ostrzegają, że migranci będą próbowali „masowo wkroczyć do Polski”, a szef MSWiA Mariusz Kamiński stwierdził, że „twarda obrona granicy jest naszym priorytetem”. Pojawiły się również informacje o ściąganych z całego kraju jednostkach policji, które mają wspierać Straż Graniczną i wojsko. Niezależny białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan relacjonował, że grupa nie dotarła do przejścia, bo została zawrócona do przygranicznego lasu przez białoruskie służby.
Eskalacją kryzysu na granicy nie jest zaskoczona Marta Górczyńska z Grupy Granica, czyli oddolnej inicjatywy, która od wielu tygodni działa na polsko-białoruskiej granicy. – Wystosowaliśmy apel do organizacji międzynarodowych, w którym pisaliśmy, że do takiej sytuacji prawdopodobnie dojdzie, bo na to wskazywały wszystkie doniesienia z mediów społecznościowych – mówi nam prawniczka i aktywistka. Zaznacza, że na granicę musi zostać wysłana pomoc humanitarna i międzynarodowi obserwatorzy.
– W takim momencie jak teraz, kiedy mamy dużą grupę osób, która w jednym momencie będzie granicę przekraczać, to tym bardziej takie wsparcie byłoby potrzebne – podkreśla. – To, co dzieje się teraz na granicy, to tak naprawdę skutek polityki, która od wielu miesięcy jest prowadzona przez polskie władze. My cały czas mówiliśmy o tym, że to jest polityka, która prowadzi do cierpienia tych ludzi, do śmierci, do łamania praw tych osób, do zaogniania sytuacji – ocenia Górczyńska.