Prokuratura wszczęła śledztwo ws. Anety Krawczyk
"Treść zawiadomień i zeznań złożonych przez posła Łyżwińskiego, a także przekazane prokuraturze dokumenty wskazują na istnienie podejrzenia popełnienia przestępstwa podrobienia dokumentów. Śledztwo ma ustalić, czy faktycznie doszło do popełnienia przestępstwa i -ewentualnie - kto jest sprawcą" - poinformował we wtorek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Dodał, że w trakcie postępowania badane też będą inne wątki dotyczące możliwości popełnienia przestępstw wskazanych w zawiadomieniach i zeznaniach przez posła. W jednym z zawiadomień Łyżwiński informował o podejrzeniu podrobienia przez Krawczyk jego podpisów oraz podania w zaświadczeniach o jej zatrudnieniu w jego biurze poselskim nieprawdziwych kwot wynagrodzenia i niezgodnego z rzeczywistością okresu zatrudnienia.
Kolejne z zawiadomień posła dotyczyło podejrzenia popełnienia przez Krawczyk przestępstw m.in. zniesławienia, podawania nieprawdziwych informacji i namawiania innych kobiet związanych z Samoobroną do zgłaszania nieprawdziwych informacji.
Łódzka prokuratura jednocześnie odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa zniesławienia przy pomocy mediów posła Łyżwińskiego przez pełnomocnika Krawczyk, mec. Agatę Kalińską-Moc. Chodziło o jej wypowiedzi, że badania DNA, jakim poddał się Łyżwiński (które wykluczyły ojcostwo dziecka Krawczyk), "mogą być obarczone błędem". Kalińska-Moc wniosła o powtórzenie badań DNA posła.
"Prokuratura nie dopatrzyła się w tym czynie znamion przestępstwa, a tym samym nie ma interesu społecznego, aby ścigać ten czyn z urzędu" - wyjaśnił Kopania. Dodał, że poseł może wystąpić w tej sprawie z prywatnym aktem oskarżenia.
Z tego postępowania wyłączono materiał dowodowy dotyczący zajmowania przez Anetę Krawczyk stanowiska w radzie nadzorczej oczyszczalni ścieków w Tomaszowie Mazowieckim. Materiały przekazane zostały do tomaszowskiej prokuratury, która bada już tę sprawę.
Nadal nie wiadomo, kiedy łódzka prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie, skieruje do Sejmu zapowiadany od dłuższego czasu wniosek o uchylenie immunitetu Stanisława Łyżwińskiego. Według rzecznika, prokuratura nadal weryfikuje informacje, które mogą wskazywać na popełnienie przestępstwa.
Śledczy prawdopodobnie chcą postawić posłowi zarzuty oferowania pracy w zamian za korzyść osobistą, zmuszania do usług seksualnych oraz gwałtu. Grozi za to do 12 lat więzienia. Prawdopodobnie prokuratura wystąpi także o zgodę na aresztowanie posła.
Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęte zostało w grudniu ubiegłego roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst "Praca za seks w Samoobronie" powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, byłej radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i byłej dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Andrzejowi Lepperowi. Krawczyk twierdzi też, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera.
W śledztwie przesłuchano już ponad 150 osób. Dotąd zarzuty przedstawiono trzem osobom: radnemu Samoobrony sejmiku województwa łódzkiego Jackowi P., który został aresztowany, b. działaczowi Samoobrony z Myślenic Franciszkowi I. i b. działaczowi tej partii z Tomaszowa Maz. Pawłowi G.
Pierwszemu z nich zarzuca się m.in. nakłanianie Krawczyk do przerwania ciąży i narażenie życia kobiety, za co grozi do 8 lat więzienia. Drugi jest podejrzany o poplecznictwo i podżeganie do składania fałszywych zeznań, a Pawłowi G. zarzuca się grożenie śmiercią Krawczyk i poplecznictwo. Tym ostatnim grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.
pap, ss