Incydent na granicy. Puszczano „Mazurka Dąbrowskiego”, pięć osób trafiło do szpitala
Rzeczniczka Straży Granicznej poinformowała o szczegółach incydentu, do którego doszło w okolicach Czeremchy w województwie podlaskim. To w tym miejscu ostatniej doby (24-25 listopada) doszło do próby siłowego sforsowania granicy polsko-białoruskiej. – Około 230 osób przeszło na stronę polską na odległość kilku czy kilkudziesięciu metrów. Te osoby zostały zatrzymane, pouczone o obowiązku opuszczenia terytorium Polski i doprowadzone do linii granicy – tłumaczyła Anna Michalska.
Granica polsko-białoruska. Pięć osób trafiło do szpitala
Z relacji służb wynika, że po polskiej stronie zostało siedem osób. – Pięć osób trafiło do szpitala. To osoby, które chciały pomocy medycznej. Były wycieńczone. Brały udział w siłowym ataku, więc zdarzały się też obtarcia różnego rodzaju. Wiem, że ich stan zdrowia jest stabilny. Z tego, co nam mówią lekarze, w ciągu kilku godzin mogą opuścić szpital – wyjaśniała rzeczniczka SG. Pozostałe dwie osoby to ojciec z synem czekający na kobietę, która jest w szpitalu.
Granica polsko-białoruska. Atak na polskie służby
W międzyczasie służby białoruskie puszczały hymn Polski, co według rzeczniczki SG miało na celu eskalację emocji, podniesienie napięcia i zagrożenia. Ponadto, rzucano kamieniami oraz drewnianymi konarami w stronę polskich służb. Żołnierze białoruscy oślepiali polskie służby stroboskopami oraz laserami.
Rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych stwierdził, że wykorzystanie reflektorów i laserów ma za zadanie utrudniać naszym ludziom podejmowanie interwencji i prowadzi do groźnych sytuacji. - Oślepianie laserem może powodować uszkodzenie wzroku. Dodatkowo, światła ułatwiają atakującym rzucanie w naszych żołnierzy i funkcjonariuszy kamieniami i in. przedmiotami. Oślepiane osoby mogą zostać łatwiej trafione - tłumaczył Stanisłąw Żaryn.
Sytuację na granicy polsko-białoruskiej relacjonujemy na żywo we Wprost.pl.