Stanisław Koziej dla „Wprost”: Jeździć po Europie trzeba było kilka miesięcy temu
„Wprost”: Premier Mateusz Morawiecki objechał w ostatnich dniach pół Europy w związku z zagrożeniami ze strony Białorusi i Rosji. Czy jego aktywność jest adekwatna do wyzwań, przed którymi stoimy?
Stanisław Koziej: Mam wrażenie, że ostatnio premier nic innego nie robi, tylko jeździ po Europie i w telewizji pokazuje zdjęcia, z kim rozmawia. Tego typu aktywność była potrzebna kilka miesięcy temu, wtedy odniosłaby jakieś skutki. Teraz to już jest tylko dyplomacja celebrycka albo „postdyplomacja”, czyli dyplomacja po fakcie. Kryzys, wokół którego koncentruje się aktywność premiera, czyli na granicy polsko-białoruskiej, został ustabilizowany dzięki zaangażowaniu przywódców innych państw oraz działaniu NATO, UE, ONZ i innych organizacji. Ale pamiętajmy też, że przede wszystkim jest on ustabilizowany z punktu widzenia rosyjskiego, czyli – nie zgasić zupełnie, ale wziąć go pod kontrolę, oczywiście kontrolę z udziałem Rosji.
Putin jest zainteresowany, żeby go podtrzymywać na stałym poziomie, bo gdyby eskalował, to by się wreszcie wypalił, a tak stale się będzie tlił.
W rezultacie jest wygodnym instrumentem dla Władimira Putina, żeby wywierać presję, ambarasować nim Zachód, utrzymywać wszystkich w niepewności, dopóki on nie rozwiąże swoich spraw z Ukrainą.
No właśnie, Stany Zjednoczone alarmują, że Rosja wykonuje ruchy przy ukraińskiej granicy jakby szykowała się do operacji militarnej. Premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla Le Figaro powiedział, że „niebezpieczeństwa czyhające na horyzoncie, mogą mieć niespotykany charakter i rozmiar”. Czy zagrożenie konfliktem zbrojnym jest prawdopodobne?
Istnieje takie ryzyko. Rosja prowadzi zimną wojnę z Zachodem i w tej konfrontacji rysują się dwa fronty – białoruski i ukraiński. Dla Rosji ważne są obydwa te kierunki, bo panowanie na nich umacnia zachodnią flankę Rosji i daje temu krajowi niezbędny mu bufor terytorialny i polityczny.
Rosja czuje się niepewnie w bezpośredniej styczności z Zachodem w Europie Wschodniej, bo nie ma tu jakiejś naturalnej granicy geograficznej. Wolałaby mieć trochę dystansu, stąd jej intensywne zabiegi, by zbudować sobie ten bufor w sposób polityczny.
Na Białorusi to się dobrze udaje. Temu celowi służy także obecny kryzys na granicy polsko-białoruskiej, który z pewnością jest sterowany przez Rosję pod kątem wyciągnięcia z niego określonych korzyści polityczno-strategicznych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.