Granica polsko-białoruska. Mikołaj Pawlak o „Saracenach”. „Dzieci widziały bitwę”
Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak był gościem na antenie radia RMF FM, gdzie Robert Mazurek stanowczo dopytywał go o szczepienia dzieci. Chwilę później Pawlak był pytany, czy zainteresował się losem dzieci migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę polsko-białoruską.
Rzecznik Praw Dziecka o „bitwie z Saracenami”. „Taki jest pogląd na granicy”
– Jestem jednym z niewielu, który kilkakrotnie był na granicy. Byłem zarówno u naszych dzieci, chociażby w szkole w Kuźnicy, które z okien swojej szkoły 300 metrów dalej widziały bitwę. Niektórzy mówią, że z Saracenami. I te dzieci odwiedziłem, mało kto je odwiedził – mówił Rzecznik Praw Dziecka. – Ale też byłem w ośrodkach dla uchodźców, widziałem całe rodziny, które są w tych ośrodkach. Byłem w szpitalu, gdzie były dzieci przyjęte po porodzie na granicy. Wszystkie dzieci, które są na terytorium Polski, są traktowane w sposób humanitarny, to mogę zapewnić. Widziałem na własne oczy i sprawdziłem dokumenty – podkreślił.
Dopytywany przez Mazurka o określenie „z Saracenami” odparł, że „taki jest pogląd na granicy”. Saraceni to nazwa używana najpierw w starożytności na określenie plemion arabskich, a następnie w średniowieczu nie tylko na wszystkich Arabów, ale często także na wszystkich wyznawców islamu. Saracenowie są kojarzeni przede wszystkim z przegraną w bitwie pod Poitiers w 732 roku, w której zwyciężył ich dziadek Karola Wielkiego, Karol Młot.
– Pana zdaniem to krucjata bezbożnych przeciwko chrześcijańskiej Europie? – nie odpuszczał Mazurek.
– Przekazałem pogląd, jaki jest na granicy wśród mieszkańców – tłumaczył Pawlak. – Mówię o relacjach ludzi, którzy słyszeli huk, krzyk i bitwę trzysta metrów od ich domów i dzieci, które były w tym czasie w szkole – dodał.
Zastrzegł stanowczo, że nie powiedział, że to dzieci z Kuźnicy użyły słów o „Saracenach”.
Pawlak o edukacji dzieci migrantów: Najbardziej pomagają im polskie dzieci
Pawlak był też pytany o edukacje dzieci migrantów w ośrodkach dla uchodźców.
– Dzieci, które czekają z rodzicami na status uchodźców, są w ośrodkach i tam jest kształcenie. Widziałem biblioteki, komputery. Tam przyjeżdżają nauczyciele, psychologowie. I to się dzieje, chociażby w Białymstoku – mówił. – Dzieci, które już mają status uchodźcy, chodzą do zwykłych szkół. O tym były moje apele również dotyczące przyjmowania do rodzin zastępczych i do tego, żeby te dzieci były również do szkół polskich przyjmowane — mówił.
Pytany o to, jak wygląda pomoc w szkołach tym dzieciom, które w końcu nie znają języka polskiego, stwierdził, ze „pierwszymi, którzy pomagają, są ich rówieśnicy. – Nasze dzieci, polskie najbardziej pomagają swoim rówieśnikom – podkreslił
Dopytany dodał jednak, ze polskie państwo też pomaga.