Granica Polska-Białoruś. Tak Aleksandr Łukaszenka zarabia na przerzucie migrantów
Z ustaleń dziennikarzy wynika, że kluczową postacią przemytu migrantów jest 60-letni Majid Al-Qaysi. To biznesmen, konsul honorowy Białorusi w Bagdadzie i osoba blisko związana z reżimem Aleksandra Łukaszenki. Oficjalnie Majid Al-Qaysi zajmuje się biznesem turystycznym i lotniczym. Dziennikarze dowodzą jednak, że jego działalność dotyczy nielegalnego przerzutu migrantów z Bliskiego Wschodu na Zachód.
Śledztwo dziennikarzy rozpoczęło się od dokumentów porzuconych przypadkowo przez migrantów na szlaku z Białowieży do Hajnówki. Jest to miejsce, w którym migranci, którzy przeszli przez zasieki na polsko-białoruskiej granicy, czekają na pojazd, który zawiezie ich dalej – najpewniej do Niemiec. Z dokumentów wynika, że kilkadziesiąt osób wykupiło „wycieczkę” z Libanu i Syrii do Europy. Idąc tym tropem, dziennikarze ustalili szereg interesujących powiązań.
Granica Polska-Białoruś. „Wycieczka”
Firma oferująca podróż to Belir Group, która jest własnością wspomnianego wyżej biznesmena. W trakcie podróży z kolei przewidziane są atrakcje – polowania dla zagranicznych gości. Organizatorem polowań są z kolei ośrodki, które należą do Grodzieńskiej Fabryki Tytoniu Neman – przedsiębiorstwa powiązanego z nielegalną dystrybucją papierosów w Europie. Na czele procederu stoi z kolei Aleksiej Aleksin – oligarcha, który blisko współpracuje z Łukaszenką.
I tu pojawia się cennik. Uczestnictwo w polowaniu – 430 dolarów, upolowanie łani – 2,3 tys. dolarów, itd. Jak dowodzą dziennikarze, jest to bardzo wygodna pralnia pieniędzy z przemytu. W taki sposób migranci płacą za przemycenie ich do Europy, a firma może wpisywać, że przelew na konto to opłata za udział w wyprawie myśliwskiej i np. upolowanie jelenia. Możliwości sprawdzenia, czy do takiej czynności faktycznie doszło, są praktycznie zerowe.
Dziennikarze wskazują również, że Majid Al-Qaysi powiązany jest z biznesem lotniczym. Choć nie ma dowodów na to, że organizuje loty z migrantami na pokładzie, wskazują na to liczne przesłanki. Powiązania ujawniają się także w przypadku Cham Wings, która realizuje loty na „wycieczki” oferowane przez firmę biznesmena. Cham Wings to flota, której właścicielami są ludzie z otoczenia prezydenta Syrii Bashira Al-Assada.
Dziennikarze dotarli do uczestnika „wycieczki”
W dokumentach znalezionych w polskich lasach znajdują się dane kilkudziesięciu osób. Dziennikarze poprosili o pomoc grupy humanitarne działające przy polsko-białoruskiej granicy i zlokalizowali jednego z uczestników „wycieczki” – Raeda Yasera Sroura. Pod koniec października 37-letni Syryjczyk trafił na izbę przyjęć szpitala w Hajnówce. „Był wycieńczony i pogryziony przez psy” – relacjonują dziennikarze.
Syryjczyk opowiedział dziennikarzom, że pochodzi z Dary, gdzie zaczęło się powstanie przeciw Assadowi. W wyniku aresztowania i prześladowania politycznego uciekł z rodziną do Libanu. W kraju sytuacja jest jednak dramatyczna, gdyż napływ uchodźców z Syrii pogarsza warunki życia jego mieszkańców. Wówczas Syryjczyk zdecydował się na dalszą ucieczkę, tym razem do Europy.
Jak ujawnił, w sprawie przemytu kontaktował się z anonimową osobą. Cena: 4,5 tys. dolarów za dotarcie na Białoruś, kolejne 2,5 tys. dolarów za przerzut do kraju UE. Pieniądze miały być zdeponowane w tureckim biurze podróży, co dziennikarze powiązali z klasyczną drogą, przez którą do przemytników płyną pieniądze. Jak opowiada Syryjczyk, kiedy trafił na Białoruś, był wielokrotnie przewożony i podrzucany pod granicę, a także bity. Podczas przekraczania granicy miał go pogryźć policyjny pies, choć polscy pogranicznicy nie komentują tej sprawy.