Sylwia Spurek dla „Wprost”: Czuję się pionierką i wizjonerką
W tym roku mija 10 lat od uchwalenia Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, zwanej konwencją stambulską. W Polsce dokument został ratyfikowany sześć lat temu. Czy w tym czasie doszło do zmian na lepsze, jeśli chodzi o ochronę kobiet?
Sylwia Spurek: – Bardzo długo mogłabym mówić o tej ewolucji. W 2003 r. dla pani minister Izabeli Jarugi-Nowackiej przygotowywałam pierwszy projekt ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wtedy niestety nie udało się wprowadzić wielu progresywnych rozwiązań. Bardzo dużo kontrowersji, także ze strony ministrów w lewicowym rządzie, wzbudziła izolacja sprawcy przemocy w rodzinie od ofiary poprzez nakaz opuszczenia wspólnego mieszkania. Udało się ją wprowadzić dopiero w zeszłym roku i – co zaskakujące – był to projekt PiS.
Minęło prawie 20 lat. To kawał czasu.
– Między 2003 a 2020 r. wydarzyło się bardzo dużo. W 2010 r. została znacząco znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, czyli najbardziej powszechnej formie przemocy wobec kobiet w naszym kręgu kulturowym. W 2015 r. Polska ratyfikowała, też nie bez kontrowersji i problemów, konwencję stambulską. Zmienia się bardzo świadomość. Zmiany prawne same w sobie miały rolę edukacyjną, ale też dużo więcej mówiło się o przemocy seksualnej i przemocy w rodzinie. Stawało się to, na szczęście, coraz mniej tematem tabu. Chociaż, patrząc na wyniki badań z różnych państw unijnych, jesteśmy niestety nadal w ogonie. W Polsce kobiety dużo mniej swobodnie opowiadają o swoich doświadczeniach niż kobiety w Skandynawii. To powoduje, że wyniki badań dotyczące zjawiska przemocy seksualnej i przemocy w rodzinie zafałszowują obraz sytuacji, co wykorzystują organizacje prawicowe.