Kobieta jechała do umierającego ojca. Firma reaguje ws. 20-kilometrowego kursu za prawie 600 zł
Do zdarzenia doszło 21 grudnia. Kobieta po godz. 15 dostała telefon ze szpitala w Gdańsku, że jej tata umiera. 60-latka wysiadła na dworcu w Gdyni i aby jak najszybciej dostać się do szpitala, wybrała stojącą na postoju taksówkę. Miała do przejechania ok. 20 km. Kiedy poinformowała kierowcę, gdzie chce jechać, nie dostała informacji o cenie za kurs – opisuje sprawę portal trojmiasto.pl.
20-kilometrowy kurs z Gdyni do Gdańska za prawie 600 zł
Taksówkarz miał poinformował kobietę na wysokości Sopotu, że zmienił taryfę na droższą. Kiedy 60-latka dotarła do szpitala, okazało się, że musi zapłacić 595 zł. Kierowca wyjaśnił, że „stawki w Gdyni nie są regulowane i w jego firmie tyle trzeba zapłacić”. Dodał też, że „jest z Gdyni i dla niego w Sopocie i Gdańsku obowiązuje inna taryfa, a pasażerka musi pokryć koszt jego powrotu”.
Taksówkarz nie miał terminala, więc 60-latka straciła czas na szukanie bankomatu. Ostatecznie nie zdążyła do ojca, który zmarł kilkanaście minut wcześniej. Syn kobiety następnego dnia zadzwonił do firmy z prośbą o wyjaśnienia, ale ta „nie miała sobie nic do zarzucenia”. Na paragonie widać, że już samo wejście do taksówki kosztowało 60-latkę 50 zł.
Kobieta nie zdążyła do umierającego ojca. Firma przeprasza
Po nagłośnieniu sprawy firma wydała oświadczenie, w którym przeprosiła kobietę. Dodatkowo zobowiązała się do zwrotu kosztów. Firma zapewniła również, że wyjaśni całą sprawę. W komunikacie można przeczytać, że „kierowca samodzielnie zmienił obowiązujące stawki, chcąc zapewne uzyskać większą prowizję”. Wobec taksówkarza zostały wyciągnięte odpowiednie konsekwencje.
Odpowiedzieć ma również osoba, z którą kontaktował się portal trojmiasto.pl. Redakcji początkowo odmówiono komentarza w opisanej sprawie. Firma podkreśliła, że mężczyzna, który odebrał telefon, „nie był osobą decyzyjną”.