W tym regionie Ukraińcy już wracają. „Wyjeżdżali, bo byli w szoku, to była panika”
Użhorod. Stolica obwodu zakarpackiego na styku z Rumunią, Węgrami i Słowacją. Budynek zakarpackiej administracji. Zbudowany w latach 30. XX wieku przez Czechosłowację, na placu przed nim oczywiście pomnik Tarasa Szewczenki, narodowego poety Ukrainy.
W korytarzu od razu w oczy rzuca się winda paternoster (ojcze nasz), zwana windą śmierci, do której wskazuje się i wyskakuje w trakcie jazdy. Podobna jest np. w Polsce w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach.
Z Romanem Mołdawczukiem, szefem służby prasowej obwodu zakarpackiego nie korzystamy jednak z tego wynalazku, bo chwilowo jest unieruchomiony – względy bezpieczeństwa. Ale jak zapewnia, w normalnej sytuacji mechanizm działa bez zarzutu.
Dywersanci są wszędzie
- Rosja zawsze wykorzystywała nasze przygraniczne położenie do zaogniania sytuacji, tak więc i teraz byliśmy przygotowani na różne scenariusze, od najczarniejszego do najbardziej optymistycznego – mówi nam Mołdawczuk, prowadząc przez niekończące się korytarze olbrzymiego gmachu, którego nie możemy fotografować z powodu stanu wojennego.
W obwodzie zakarpackim zamieszkiwanym przez ponad milion ludzi jest dziś 220-240 tysięcy mieszkańców Ukrainy uciekających przed wojną. W samym ok. 120-tysięcznym Użhorodzie to ponad 30 tysięcy. Przez Węgry, Słowację i Rumunię z kraju wyjechało już ponad 650 tysięcy ludzi (dla porównania do Polski z całej Ukrainy wyjechało już ponad 2 miliony jej obywateli).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.