Koniec z fajnymi Rosjanami. „To amoralne sieroty. Pełne lęku, agresji, zagubienia”
Krystyna Romanowska: Możemy już z pewnością powiedzieć, że jest to wojna Rosjan, a nie Putina?
Prof. Igor Hałagida, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego: Określenie „wojna Putina”, które zrobiło furorę na Zachodzie po wypowiedzi Olafa Schulza, premiera Niemiec, jest absolutnie fatalne i szkodliwe. Zdejmuje ono odpowiedzialność za wojnę ze zwykłych Rosjan. To bardzo wygodne, ponieważ zło umieszczamy w jednej osobie. Putin osobiście nie znęcał się bestialsko i nie mordował cywilów w Buczy, Borodziance i innych miejscach. Tak, on to wszystko zaplanował, jest zbrodniarzem. Ale równocześnie te zbrodnie są w jakimś stopniu aprobowane (lub w najlepszym przypadku wypierane) przez rosyjskie społeczeństwo.
Nie kwestionując tego, że są Rosjanie przeciwstawiający się polityce swojego kraju, musimy zdać sobie sprawę z tego, że od początków współczesnych relacji rosyjsko-ukraińskich, Rosjanie odmawiali Ukraińcom prawa do istnienia. Np. jeżeli chodzi o kwestie językowe – uważali, że język małorosyjski (jak w XIX wieku określano język ukraiński) nie istnieje, nie było go i być nie może. To przekonanie nie zniknęło po rozpadzie imperium Romanowów. Istniało, kiedy powstał Związek Sowiecki, w okresie międzywojnia i później po II wojnie światowej. I miało się dobrze po rozpadzie Związku Sowieckiego. Populacyjnie Rosjanie uważają, że Ukraińcy to gorszy rodzaj Rosjan, że są to Rosjanie, którzy pobłądzili i nie wiedzą, jakim szczęściem jest należenie do „wielkiej rosyjskiej rodziny” – „ruskiego mira”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.