Łesia z Buczy: Wojna się zaczęła, a oni kupowali kwiaty

Niespełna miesiąc temu opisywaliśmy historię jednego z cyborgów walczących o lotnisko w Doniecku – Julija Terehowa. Okazało się, że Julij mieszkał w Buczy. Część rodziny jego żony została tam, gdy Rosjanie zaatakowali Ukrainę 24 lutego. Trzy tygodnie temu mogliśmy porozmawiać z jego teściową tylko telefonicznie i anonimowo. Dziś Łesia, która przez telefon, będąc w Obuchowie pod Kijowiem, wypowiadała się bardzo powściągliwie i anonimowo, zaprosiła nas do swojego domu w Buczy. Domu, który przetrwał, a Rosjanie wybili tam tylko okna (w porównaniu do skali zniszczeń w mieście słowo „tylko” jest jak najbardziej adekwatne).
24 lutego
– 24 lutego z samego rana zadzwonił telefon. To była Ola, moja starsza córka, żona Julija. Powiedziała „mamo, zaczęła się wojna”, a ja patrzyłam na telefon jak zahipnotyzowana. Młodsza córka, Iwanka, też sobie wojskowego chłopca znalazła, Wanię. Ale do mnie te ostrzeżenia jakoś nie dotarły – mówi „Wprost” Łesia, gdy w końcu udaje się nam spotkać w jej domu w Buczy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.