Celowali w SBU, trafili w PZU. Edek przyznaje: 58 ruskich ostrzałów przeżyłem
Celowali w SBU, lecz trafili w PZU, Instytut Budownictwa oraz wydział ekonomiczny charkowskiego uniwersytetu. W 600-tysięcznej „sypialni” Charkowa trudno właściwie wyczuć, w co celowali, ale upatrzyli sobie wyjątkowo ulicę Buczmy, a na niej jeden budynek, który od 24 lutego ostrzeliwany jest regularnie – ostatnio 1,5 tygodnia temu, choć nikogo już tam nie ma. Na wielkim targowisku ich wrogiem okazały się czajniki, garnki i farby. Rosjanie mszczą się na rosyjskojęzycznym Charkowie, bo w 2014 roku nie udała im się tam tzw. republika na kształt donieckiej czy Ługańskiej.
Jechałam tam z duszą na ramieniu i postanowiłam napisać ten reportaż w pierwszej osobie, bo to dla mnie dość osobisty materiał. Nie tylko dlatego, że pisany już w Donbasie, „moim” Donbasie – jestem współautorką książki „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu” z Michałem Potockim. Powodów było więcej. Jestem w Ukrainie w sumie niemal dwa miesiące, ale oglądanie zniszczeń miasta, które się zna w porównaniu z miastami, z którymi nie ma się żadnych własnych wspomnień jest po prostu o wiele, o wiele trudniejsze.
Już na wjeździe do Charkowa od strony Dniepra można było zobaczyć „ruski mir” w praktyce – rozwalony budynek usługowy. A dalej jest tylko gorzej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.