Wstydu nie ma, ale jest niedosyt. Michniewicz ma pracę domową na wakacje
Mamy prawo mieć poczucie zmarnowanej szansy, bo wywalczenie remisu było o włos. Dwie świetne sytuacje Karola Świderskiego (uderzenie w słupek oraz strzał z woleja nad poprzeczką) i niewykorzystana okazja Nicoli Zalewskiego (piłka przeleciała tuż obok bramki) przed przerwą, mogły nam przynieść nawet wygraną. Oczywiście Belgowie byli lepsi pod każdym względem – kultury gry, posiadania piłki, liczby wymienionych podań czy celnych strzałów na bramkę – ale urok futbolu polega właśnie na tym, że nie zawsze wygrywa lepszy.
Opisywanie przewag Belgów nad Polakami ma mały sens, bo to drużyna z innej półki. Wymienianie ich atutów jest materiałem na małą encyklopedię, szkoda więc na to miejsca i czasu. Skupmy się na Biało-czerwonych. Drużyna Czesława Michniewicza przegrała z Belgią nie przez zmarnowane okazje. Straciliśmy punkty przez sposób gry, szczególnie w pierwszej połowie.
Belgowie nie forsowali tempa, grali trochę w chodzonego. Przy swojej bajecznej technice, dużej ruchliwości, jakości piłkarskiej, świetnym rozumieniu taktyki, mieli duży komfort w rozgrywaniu piłki. Reprezentacja Polski, która wyszła na boisko bez swoich dwóch „bulterierów”: Grzegorza Krychowiaka oraz Jacka Góralskiego, podeszła do rywali ze zbyt dużym respektem.