Afera PCK. Oskarżeni o okradanie kontenerów mieli wesprzeć kampanię polityk PiS

Dodano:
Anna Zalewska Źródło: Newspix.pl / Damian Burzykowski
Część środków, które miały zostać wykradzione w ramach afery PCK, miały być przeznaczone na kampanię wyborczą PiS. Chodzi m.in. o obecną europoseł Annę Zalewską. Sprawa nie została do końca wyjaśniona przez prokuraturę.

Sprawa afery PCK dotyczy zarządzania dolnośląskim oddziałem Czerwonego Krzyża. Ówcześni politycy PiS mieli z niego wyprowadzić ponad trzy miliony złotych. Jednym ze sposobów było wyciąganie odzieży z kontenerów, która była potem sprzedawana w zaprzyjaźnionych firmach i lumpeksach. Drugą opcją była działalność fundacji Supra, która po wybuchu afery zmieniła nazwę na Zdrowi i Bezpieczni. Z kolei trzeci sposób to sieć zarejestrowanych na szeregowych pracowników PCK spółek.

Według śledczych mózgiem całej operacji miał być Jerzy G., ówczesny radny dolnośląskiego sejmiku i jeden z najbliższych współpracowników polityk PiS Anny Zalewskiej. Jak informuje Onet, w toku postępowania okazało się, że sprawa nie dotyczy tylko wyprowadzania pieniędzy, ale też wykorzystywania części kradzionych środków do finansowania kampanii wyborczych Prawa i Sprawiedliwości.

Wybory parlamentarne 2015. Jak finansowano kampanię?

Przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku były poseł i szef wrocławskich struktur PiS Piotr B. miał przyjąć pieniądze pochodzące z okradania PCK od Bartłomieja Ł.-T. i przeznaczyć je na nielegalne sfinansowanie swoich materiałów wyborczych. Ł.-T. to człowiek bez zawodu z wykształceniem średnim karany wcześniej za wyłudzenia. W oddziale miał pełnić nieformalną funkcję zastępcy dyrektora. Miał zarządzać placówką w imieniu Jerzego G.

Ł.-T. poszedł na współpracę z prokuraturą. Zeznał m.in. że dał Piotrowi B. 7 tys. zł na gazetki. Były poseł za druk miał zapłacić z własnej kieszeni tymi pieniędzmi, a nie z funduszu wyborczego partii. Słowa Ł.-T. zostały uznane za „wiarygodne i wewnętrznie spójne”. Część z nich udało się potwierdzić. Śledczy ustalili również, że pieniądze mogące pochodzić z okradania kontenerów PCK, mogły też iść na kampanię Zalewskiej.

Wątpliwości wokół kampanii Anny Zalewskiej

Ł.-T. zeznał, że „Jerzy G. polecił mu przelać na fundusz wyborczy Zalewskiej 7 tys. zł”. O wsparciu kampanii polityk PiS mówił również Łukasz Apołenis, najbliższy wówczas współpracownik Zalewskiej. Stwierdził, że zapytał Jerzego G. o wsparcie kampanii kwotą 10-15 tys. zł. Tomasz L., właściciel drukarni, gdzie w 2014 r. PiS zamawiał swoje reklamówki, przyznał, że Jerzy G. za swoje materiały płacił mu gotówką, a nie przelewem komitet wyborczy.

Kiedy policja w 2017 r. weszła z nakazem rewizji do siedziby dolnośląskiego oddziału PCK, w magazynie znaleziono materiały promocyjne osób związanych z PiS. Nigdy nie wyjaśniono, jak się tam znalazły. Księgowa oddziału Krystyna Dzikowicz zeznała, że „Ł.-T. powiedział jej, że dał Piotrowi B. 50 tys. zł na kampanię wyborczą z pieniędzy”. Dodał również przy Dorocie J., pracownicy księgowości PCK, że dawał pieniądze na kampanię Zalewskiej.

Pieniądze z PCK szły na kampanię polityk PiS? „Zakaz mówienia o sprawie”

Dorota J. zrelacjonowała prokuraturze, że „Jerzy G. zrobił jej awanturę, bo powiedziała Dzikowicz, że pieniądze były przekazywane na kampanię Zalewskiej”. „Powiedział, że chyba mnie poje****, że o tym mówię” – dodała. Dorota J. mówiła również o innej awanturze, w której Dzikowicz miała się domagać od Jerzego G. zwrotu pieniędzy przeznaczanych na kampanie wyborcze. Kobieta zaznaczyła, że G. „nie zaprzeczał, że pieniądze PCK szły na kampanię, tylko zakazał jej o tym mówić”.

Źródło: Onet.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...