Rosjanie spalili krowy żywcem, ukradli dojarkę. „Przynajmniej nasz traktor przyprowadził tu ruski czołg”
Małaja Rohań to wieś na wschód od Charkowa. Rosjanie stacjonowali tam miesiąc, od 27 lutego do 27 marca. Gospodarstwo Żłobinów jest zaraz na wjeździe do wsi. Dziś przy tabliczce z nazwą wisi ukraińska flaga, ale niedawno jeszcze stali tu okupanci ze swoim sprzętem.
– „Wyzwoliciele” - zaczyna Ljubow Żłobina, rzucając przekleństwo - zapukali do nas i powiedzieli, że teraz będą tu stacjonować.
– A ja powiedziałam „po moim trupie”. Oni, że da się zrobić. Mieli czołgi, BTR, moździerze i wiele sprzętu, a ja przestraszonych sąsiadów, w tym matkę z ośmiomiesięcznym dzieckiem. Co było robić
– mówi Ljuba.
Rosjanie żądali mleka, mięsa, jajek, ale skutecznie udawało się jej racjonować im jak najmniejsze porcje. Za to jak zabrali cukier, to cały, jaki znaleźli. – Ukradli nawet elektryczną dojarkę, choć naprawdę nie wiem, na co im była, nie odnalazła się do dziś – mówi „Wprost” rolniczka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.