Słowa Orbana o „mieszaniu się ras” oburzyły Europejczyków. Wspomniał też Polskę
Swoje otwarcie rasistowskie przemówienie Viktor Orban wygłosił w rumuńskim mieście Baile Tusnad. W tym samym miejscu w 2014 roku ogłosił chęć zbudowania w swoim kraju „nieliberalnej demokracji”. Tym razem, pozostając w zgodzie z rosyjską propagandą, głosił w tam upadek Zachodu oraz przekonywał, że pomoc Ukrainie tylko niepotrzebnie przedłuża wojnę. Największe zdumienie wywołał jednak, mówiąc o mieszaniu się ras. Duży artykuł poświęcił tej kwestii m.in. brytyjski „Guardian”.
– Mamy świat, w którym Europejczycy mieszają się z przybywającymi spoza Europy. I to jest świat mieszanych ras – mówił premier Węgier. – Ale jest też inny świat, nasz świat: gdzie Europejczycy mieszają się ze sobą nawzajem, przeprowadzają się, pracują. Na przykład my w Basenie Karpackim nie jesteśmy mieszaną rasą. Jesteśmy mieszanką ludzi mieszkających w swojej europejskiej ojczyźnie. Dlatego zawsze uważałem – jesteśmy gotowi mieszać się ze sobą, ale nie chcemy być ludźmi rasy mieszanej – tłumaczył zawile.
Orban mówił, że kraje europejskie, których mieszkańcy mieszają się z osobami spoza kontynentu, „nie są już narodami”. – My, Węgrzy, nie jesteśmy rasą mieszaną. I nie chcemy się taką stać – podkreślał, zbierając w odpowiedzi falę krytycznych głosów z całej Europy. Wypomniano mu, że jego słowa brzmią jak z najgorszego okresu kontynentu w XX wieku. Źle przyjęto też jego żart z Niemców, którym zarzucił „pewne know-how z dawnych czasów” w sprawie konsumpcji gazu.
Kontrowersyjny prorosyjski polityk poruszył też kwestię relacji polsko-węgierskich. Stwierdził, że zachodzi tutaj „problem z sercem”, wywołany wojną w Ukrainie. – Bo widzimy tę wojnę jako wojnę między dwoma słowiańskimi narodami, od których chcemy się trzymać z daleka, a Polacy akceptują, że w niej uczestniczą, to jest ich wojna, już prawie w niej walczą. I w tej sprawie, skoro jest to sprawa serca, nie możemy się ze sobą porozumieć – wyjaśniał.