Wyśpiewać pokój. Gintrowski i jego hołd dla wolności

Dodano:
Przemysław Gintrowski Źródło: Grafika Marcin Bania / Fotograf Jerzy Kośnik
Choć od śmierci Przemysława Gintrowskiego minęło 10 lat, jego twórczość nie straciła na aktualności. Przeciwnie, w obliczu wojny rozgrywającej się tuż za naszymi granicami – jeszcze na niej zyskuje. Gintrowski, legendarny bard „Solidarności” uczył, jak istotną rolę w procesie walki o pokój i demokrację odgrywa sztuka. Zwłaszcza w 41. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce warto o tym pamiętać.

– Jego piosenki to powrót do świata, w którym punktami odwołania są autorytety, malarze, poeci, naukowcy, ludzie wielcy i wielka sztuka. Gdzie białe i czarne to dwa odrębne kolory, które nie posiadają półcieni. Gintrowski – człowiek, który nikogo nie udawał. Niestrudzony piewca wolności. Jego twórczość jest nie tylko komentarzem rzeczywistości, ale też przepowiednią – to słowa Katarzyny Gintrowskiej, prezes Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego, która za cel postawiła sobie ocalenie od zapomnienia spuścizny barda. Gdy najbliżsi członkowie rodziny barda powoływali do życia fundację, nikt z nas nie mógł nawet przypuszczać, że w 2022 roku, kilka dekad po tym, jak w Polsce dokonały się demokratyczne przemiany, temat suwerenności i pokoju stanie się znów tematem wiodącym. Ale po 24 lutego tak właśnie jest.

Dlatego zaproszenie do „świata wartości”, które reprezentował Przemysław Gintrowski, dziś jest tak ważne. On sam mówił: – Nigdy nie uważałem się za jakiegoś barda, tylko za gościa, który swój sprzeciw wobec otaczającej go rzeczywistości wyrażał, śpiewając.

Ile waży charyzma?

1989 rok. Nina Terentiew pyta Gintrowskiego: Ktoś mi mówił, że po każdym koncercie traci pan dwa kilogramy na wadze, to plotka? – To prawda – odparł bard. – Kiedyś zważyłem się przed koncertem i po koncercie i okazało się, że to blisko dwa kilogramy różnicy – dodał. Wyjaśniał, że uprawia taki rodzaj śpiewania, który wymaga od niego wręcz wysiłku fizycznego.

Właśnie po to „sceniczne” zaangażowanie na koncerty Gintrowskiego przychodzili ludzie spragnieni otuchy, pokrzepienia, motywacji. Nawet, gdy – tak jak w stanie wojennym – koncerty Gintrowskiego odbywały się w domach, a widownia zamiast w salach koncertowych, zasiadała na podłodze, wszyscy w skupieniu wsłuchiwali się w każde ze znakomicie zinterpretowanych tekstów wielkich poetów. Gintrowski sięgał po nie z mistrzowską charyzmą nadając słowom nowy wymiar. Jego koncerty nagrywane i kolportowane były w drugim obiegu, co pozwalało wyrażanym artystycznie marzeniom o demokracji dosłownie „rozlewać się” po Polsce. – Nie sądziłem, że władza komunistyczna podniesie aż tak wysoko rękę do uderzenia – mówił po latach o stanie wojennym.Pytany w innej rozmowie, dlaczego w tym mrocznym czasie nie zawiesił koncertów, narażając się tym samym Służbie Bezpieczeństwa i opierając się cenzurze, odpowiedział, że śpiewał to, co uważał za słuszne i moralne. A robił to, bo utożsamiał się z widzami i słuchaczami. Czuł się tak jak oni „upokorzony i upodlony”.

„Uciekam w Herberta”

– Uciekam w Herberta, bo jest tam wszystko, co kocham. Jest i piękna polszczyzna, i wielka mądrość, i jeszcze jest jedna rzecz – prawda. Nie ma obłudy, manipulacji. Można sobie pływać wśród tych wierszy bez obawy, że się zaraz wpłynie na mieliznę – mówił.

Przemysław Gintrowski

Zresztą właśnie w stanie wojennym Przemysław Gintrowski osobiście poznał Zbigniewa Herberta. Ktoś dał mu opublikowany w drugim obiegu, niepodpisany wiersz „Raport z oblężonego miasta”, w którym bard bez problemu rozpoznał frazę poety. Gdy Gintrowski spytał Herberta „to pana?”, poeta zaprzeczył. A potem wybiegł za bardem na klatkę schodową i stwierdził: – Z tym wierszem to ja jeszcze pomyślę, bo może to i ja napisałem?

Koncert „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”

To po teksty Herberta, obok tych Tomasza Jastruna, Krzysztofa Marii Sieniawskiego („Epitafium dla Sergiusza Jesienina” stało się znakiem rozpoznawczym Gintrowskiego; w 1976 oku po raz pierwszy wystąpił publicznie na Przeglądzie Piosenki Studenckiej w klubie Riwiera-Remont, gdzie zdobył pierwszą nagrodę właśnie za ten utwór), Jerzego Czecha, Tadeusza Nowaka, czy Marka Tercza, i w końcu Jacka Kaczmarskiego, Gintrowski sięgał najczęściej.

Aleksandra Gintrowska w trakcie koncertu „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”

„Był czas ich burzenia, teraz będą powstawać”

Ewa Błaszczyk w filmie „Burza przed ciszą”, którego premiera odbyła się w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, i który opisywał historię tamtych wydarzeń właśnie twórczością Gintrowskiego, odnosząc się do legendarnych „Murów”, powiedziała: – To cały czas ewoluuje, wznoszenie murów i burzenie murów. Był taki okres ich burzenia, a teraz będą one powstawać.

Plakat filmu „Burza przed ciszą”

W 1979 r. dyrektor Teatru na Rozdrożu, Marcin Idziński, zaproponował Gintrowskiemu, Jackowi Kaczmarskiemu i Zbigniewowi Łapińskiemu, by stworzyli program „Mury”. – Koncerty w Teatrze na Rozdrożu to było moje pierwsze jawne opowiedzenie się po stronie opozycji – tak Gintrowski wspominał ten okres w rozmowie z „Życiem”. – Powolne wypluwanie z siebie niezgody na to, co się w kraju dzieje. Miałem wówczas przeświadczenie że to, co robimy, jest rodzajem misji. Że po raz pierwszy mówimy do społeczeństwa coś ważnego – podkreślał.

Muzyków oprócz „Murów”, które stały się politycznym manifestem i nieformalnym hymnem Solidarności, połączyło w sumie pięć albumów.

Ale artysta tworzył nie tylko w ramach legendarnego trio. W jego dorobku jest jeszcze 9 solowych albumów, muzyka do kilku kilkudziesięciu filmów („Tylko kołysanka” z filmu „Tato”) oraz seriali, w tym m.in. „Zmienników”.

Koncert „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”

Błaszczyk, grająca w „Zmiennikach” jedną z głównych ról, prywatnie zaprzyjaźniona z Gintrowskim, mówiła po latach: Jako twórca zawsze niósł za sobą przesłanie wolności oraz indywidualny tok myślenia, co pozostawało mi zawsze bardzo bliskie.

„A jednak coś po nas zostanie”

Właśnie za tę bliskość ideałom barda, aktorka została uhonorowana nagrodą imienia Przemysława Gintrowskiego „Za Wolność w Kulturze”. Kapituła, w skład której wchodzą członkowie najbliższej rodziny artysty, przez lata nagrodziła także: Stanisławę Celińską, Jana Polkowskiego, Antoninę Krzysztoń, Franciszka Pieczkę, Muńka Staszczyka i Tadeusza Woźniaka. W 2021 roku, w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce „Za Wolność w Kulturze” nagrodzony został raper O.S.T.R., reprezentant pokolenia dzisiejszych czterdziestolatków. W filmie „Cisza przed burzą”, który powstał dzięki Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego, O.S.T.R. mówił zresztą, że nie wyobraża sobie, by tę wolność stracić. Jego słowa dziś powinny rezonować w nas jeszcze bardziej.

Nagroda im. Przemysława Gintrowskiego dla Muńka Staszczyka

– Zdajemy sobie sprawę, że młodym ludziom, którzy dziś na wyciągnięcie ręki mają praktycznie wszystko, trudno wyobrazić sobie życie w realiach stanu wojennego. Stąd pomysł, by w filmie skonfrontować wspomnienia z lat 80-tych ze współczesnością – mówiła przed rokiem Aleksandra Gintrowska, artystka, prywatnie bliska krewna barda, a także współtwórczyni obrazu, który wciąż oglądać można w sieci.

W filmie można posłuchać wspomnień Krzysztofa Gierałtowskiego, Jerzego Kośnika czy Ewy Błaszczyk, ale wystąpili w nim także przedstawiciele młodszego pokolenia twórców.

Koncert „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”

Oprócz filmu opowiadającego historię „twórczością” Gintrowskiego, fundacja jego imienia przez lata tworzyła koncert, w którym artyści, powołując międzypokoleniową muzyczną koalicję, przypominali największe songi barda. – Wolność to możliwość wyrażania siebie w sposób, jaki chcemy i o jaki walczymy – mówił Michał Szpak, który w trakcie jednego z koncertów pt. „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie” interpretował utwór „Śmiech”.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...