PiS złożył w Sejmie projekt nowelizacji kodeksu wyborczego. Celem ma być „zwiększenie frekwencji”
Projekt nowelizacji kodeksu wyborczego, przygotowany przez Prawo i Sprawiedliwość, trafił do Sejmu w czwartek. Autorzy wyjaśniają, że celem proponowanych zmian jest „zwiększenie frekwencji w wyborach przeprowadzonych na terytorium RP oraz transparentności i przejrzystości całego procesu wyborczego”. „Projekt przewiduje także szereg zmian o charakterze technicznym, które odpowiadają na zidentyfikowane problemy i wątpliwości w procesie wyborczym, których wprowadzenie istotnie ów proces usprawni” – przekonują posłowie PiS w uzasadnieniu.
Projekt nowelizacji kodeksu wyborczego w Sejmie
Autorzy podkreślają, że „wybory powinny odbywać się jak najbliżej (w sensie przestrzennym) obywateli”. „Przez wzgląd na zasadę powszechności wyborów lokale wyborcze powinny być ulokowane jak najbliżej wyborców. Ważne jest, aby wyborcy, obok władz samorządu gminnego, mieli możliwość wnoszenia o utworzenie obwodu głosowania na danym terytorium, jeśli uważają to za zasadne” – czytamy.
Zmiany dotyczą funkcjonowania komisji wyborczych, od chwili powoływania ich członków do momentu przekazania protokołów z glosowania do PKW. Projekt „wzmacnia pozycję i uprawnienia mężów zaufania oraz obserwatorów społecznych”. Nowelizacja wprowadza też zmiany „w terminach, które zostały wydłużone na korzyść wyborców oraz kandydatów w wyborach”. „Skrócono natomiast terminy orzekania przez sądy wydające orzeczenia w toku kampanii wyborczej. Następuje także wzmocnienie sądowej kontroli wyborów np. skarga na postanowienie komisarza wyborczego będzie kierowana do sądu administracyjnego, a nie do Państwowej Komisji Wyborczej” – informują autorzy projektu.
Zmiany zapowiedział Jarosław Kaczyński
Zmiany w kodeksie wyborczym zapowiadał już jakiś czas temu Jarosław Kaczyński. W październiku, w czasie wizyty w Puławach, prezes PiS mówił o tym, że partia rządząca chciałaby utworzyć dodatkowe lokale wyborcze w „miejscowościach kościelnych” oraz powołać korpus ochrony wyborów. – Druga strona właściwie zapowiada, że jak przegra wybory, to tego nie uzna, że będą sami liczyć. Jeżeli będą sami liczyć, to po co? Żeby przegrać? Oni przygotowują się do wielkiej awantury, pewnie później do chodzenia ze skargami do UE – tłumaczył z kolei w Przemyślu.