Jak ZOO w Kijowie broni zwierząt przed Rosjanami. „Urodziło nam się 300 dzieci”
W nocy był alarm zagrożenia z powietrza, więc nikt z pracowników ZOO nie spał. Rano dyrektor wychodzi na obchód terenu. Alarm wyje znów, ale nie przerywamy spaceru pomiędzy wolierami i zagrodami.
W trybie nadzwyczajnym kijowski ogród zoologiczny żyje od początku wojny. To obrzeża Kijowa, tu walki toczyły się bardzo blisko.
Dyrektor opowiada, jak pierwszego dnia wojny wszyscy pracownicy przybyli do ZOO z rodzinami i domowymi zwierzętami. Zamknęli bramy, zbudowali małe barykady, naciągnęli drut kolczasty, przygasili światła, a kto miał, przyniósł własną broń myśliwską.
Najbardziej brakowało jedzenia, w ZOO osiedliło się ponad 50 osób. Utworzyli dwie grupy – jedna ruszała do miasta na poszukiwania żywności dla ludzi, druga – dla zwierząt. Gotowali na otwartym ogniu.
– Polskie ogrody zoologiczne jako pierwsze rzuciły nam się z pomocą
– wysyłali jedzenie, pieniądze, przyjmowali zwierzęta, udzielali rad. Pomaga nam każde ZOO z Polski – Kyryło Trantin prosi, aby przekazać wyrazy wdzięczności polskim kolegom.
Na terenie widać ślady zniszczeń – niedaleko stąd zestrzelono pocisk manewrujący, oto konsekwencje: zabite deskami okna, połatane ściany. Przy każdym pawilonie huczy generator.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.