Pokrętne tłumaczenia Tomasza Lisa. „Zero kpin z nazwiska”
Po tym, jak Tomasz Lis nazwał Polskę 2050 "Kałownia 2023" w sieci wylała się fala krytycznych komentarzy pod jego adresem. Byłemu naczelnemu Newsweeka zarzucono między innymi uciekanie się do najniższych lotów języka i poczucia humoru bazującego na wyśmiewaniu nazwisk.
Dziwne tłumaczenia Lisa
Dziennikarz najwyraźniej nie spodziewał się tak stanowczej reakcji komentujących. W niedzielę wieczorem postanowił wytłumaczyć się z treści swojego tweeta. Jak przekonuje, nie miał na celu kpin z czyjegokolwiek nazwiska, a "Kałownia" jest wynikiem gry słów.
„Jedno wyjaśnienie – nie kpiłem z niczyjego nazwiska, bo nigdy tego nie robię. Chciałem połączyć w jednym słowie Kaczyńskiego i Hołownię, którzy politycznie są coraz bliżej siebie. Kaczłownia i Kahołownia brzmiało słabo. Wiec stanęło na Kałowni. Zero kpin z nazwiska” – napisał Lis na Twitterze.
Opozycja nie potrafi się dogadać?
Genezą wypowiedzi Lisa były medialne doniesienia na temat rozmów dotyczących utworzenia wspólnej listy ugrupowań opozycyjnych w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Donald Tusk poinformował kierownictwo Platformy Obywatelskiej, że rozmowy z liderami Polski 2050 świadczą o głębokiej niechęci do wspólnego startu.
– Na dziś wszystko wskazuje na to, że porozumienie z innymi ugrupowaniami w sprawie stworzenia wspólnego bloku w wyborach do Sejmu może się nie udać, dlatego szykujemy się do samodzielnego startu – przekazał w rozmowie z PAP jeden z ważnych polityków PO po posiedzeniu zarządu partii.